ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

W jej głosie brzmiała duma. Dziesięć dni wcześniej Vinspel zginął w pojedynku na noże. Musieli jej o tym powiedzieć, ale żaden mężczyzna nie przyznał, że Vinspel walczył o inną kobietę. Kobiety z Posiadłości też ją lubiły, a jednak opowiedziały jej, jak było. Teraz zaś Whandall wiedział, że nikt jej nie powstrzyma, kiedy Wess zechce go mieć. Była najstarszą dziewczyną w domu. Matka matki kierowała Posiadłością, ale większość czasu spędzała zagubiona we własnych myślach. Tak naprawdę wszystkim kierowała matka, przynajmniej w czasie wolnym od proszku i butelki. Teraz jednak odeszła. Gdyby Wanshig wrócił, jej miejsce zajęłaby Elriss, a tak... A tak kobieta Whandalla powinna przejąć obowiązki i honory pani domu. Na dobrą sprawę nie wiedział, co to znaczy. Pamiętał, że najpierw matka matki, a potem sama matka miały w swej pieczy klucze do spiżami. Żadna z nich nie gotowała, nie szyła, nie sprzątała – od tego były inne, ale same, bez nadzoru, nigdy się tym nie zajmą. Dwoje dzieci zaczęło płakać. Wess złapała starsze z nich – sześcioletnie – i mocno nim potrząsnęła. – Cicho! Daj Whandallowi pomyśleć! A w ogóle to biegnij za Rubinką zbierać kamienie. Wy też, wszyscy, jazda! Jak przyniesiecie kamienie, to będziemy mogli rzucać nimi z dachu. Ty, Raimer, zaczekaj; przyniesiesz wody do ogródka. Nie musi nadawać się do picia, może być brudna. No, bierzmy się do roboty. – Kamienie. – Whandall pokiwał głową. – Doskonale. Shasternie, pomóż Wess. Pomyślcie też, jak zabarykadować schody. Ja niebawem wrócę. – A gdzie idziesz? – zainteresował się Shastern. – Do Pelzeda. Wiedział, że musi powiedzieć Pelzedowi, iż Posiadłość jest bezbronna. Sporo ryzykował, ale Pelzed i tak by się dowiedział, więc lepiej się z tym nie kryć. A książę Pelzed był mu winien przysługę. Czy tylko nie zapomniał? I czy będzie miał ochotę spłacić dług? Whandall nie miał wyboru. Pelzed poprowadził bandę do Książęcego Miasta, dokąd Whandall nie mógł się udać. Postanowił więc poczekać w pozbawionym dachu domu spotkań. Lecz Pelzed już wrócił. Trzy z jego kobiet przeglądały stertę zebranych łupów. – Whandall! – ucieszył się wódz na jego widok. – Chodź, napij się herbaty. Whandall ostrożnie podszedł bliżej i gestem wskazał łupy. – To z Książęcego Miasta, książę? – Niezupełnie – uśmiechnął się Pelzed. – Siadaj. – Tak jest, książę. – Słyszałem, że macie kłopoty. Podobno Wanshig zaginął? I inni? – Tak, książę. Kiedyś powiedziałeś, że mam u ciebie dług, książę. Potrzebujemy pomocy, książę. Pelzed nalał herbaty i podsunął kubek Whandallowi. – Słucham. – Mężczyźni zniknęli bez śladu, książę. Zostałem tylko ja i sami młodsi chłopcy. Kobiety spróbują znaleźć nowych, ale... Pelzed pokiwał głową z namysłem. Jego oczy niczego nie wyrażały. – Prosisz mnie o opiekę, tak? – Tak, książę. – Dlaczego nie zwrócisz się do książęcych sług? – Na Placu Pokoju do urzędników ustawiają się kolejki po stu i więcej ludzi, książę. Zresztą na co mi to? Kiedy obcy przyjdą zbierać w Posiadłości, poślemy po sługi, a ci albo przybędą, albo nie. W najlepszym razie i tak się spóźnią. Poza tym na miejscu mamy własnego księcia, po co szukać go na Książęcych Wzgórzach? – Szybko się uczysz – przyznał Pelzed. – Dobrze. W Dzień Matki ochronimy wasz wóz. Rozpuszczę też wieść, że każdy, kto przyjdzie zbierać w Posiadłości, będzie miał ze mną do czynienia. Porozmawiam z urzędnikami na placu. Bądź spokojny. – Dziękuję, książę. – Musisz pilnować porządku w samej Posiadłości. Nie róbcie sobie nowych wrogów; nie mogę sobie na to pozwolić. Zapamiętaj to. – Tak jest, książę. – Ilu masz chłopców? – Jedenastu, książę, nie licząc Shasterna. – Wszyscy przyłączą się do Wężowej Ścieżki. I niech od początku wiedzą, że są naszymi dłużnikami. – Tak, książę. – Świetnie. – Pelzed napił się herbaty i uśmiechnął chytrze. – Nie interesuje cię, co się wydarzyło? – Nawet bardzo, książę. Widziałem, jak udaliście się w stronę Książęcych Wzgórz. – Tak jak i Bykowce. Cały czas nas śledzili. Nie mogliśmy ich zgubić, a było ich za dużo, żeby walczyć, tak że szliśmy zbierać z wrogą bandą na karku. Miałem nosa, każąc moim ludziom włożyć skóry drwali. Potem wystarczyło pilnować, żeby żaden z nas nie zginął; nikt nie wie, że to byliśmy my. Kiedy zbliżyliśmy się do miasta, zobaczyliśmy sługi, ze dwudziestu, może nawet więcej. Mieli pancerze, miecze, włócznie, ogromne tarcze... Nie przedarlibyśmy się. Kraemar i Roupend czuli w sobie moc Yangin-Atepa; chcieli wpaść do miasta i zbierać. Nie powstrzymałbym ich długo. – Czy właśnie stamtąd macie to wszystko? – spytał Whandall. – Z Książęcego Miasta? – Nie. Daliśmy się wyprzedzić Bykowcom i zawróciliśmy na ich teren. Cały czas w skórach. Dobiliśmy targu z tamtejszymi nierodowymi: Kraemar i Roupend spalili trochę starych domów, reszta zebrała, co się dało. Żaden z Bykowców nie wrócił. Może nawet uda się wykroić dla Wężowej Ścieżki całą nową ulicę, kto wie. – Książę... Czy wódz Wulltid zginął? – Nie, wiesz przecież, jaki on jest. Nie poszedł ze swoimi ludźmi. Został, żeby się zabawiać we własnych domach. – Pelzed się roześmiał. – Mam nadzieję, że dobrze się bawił, bo moje nowe propozycje mu się nie spodobają. Spodobają się za to książętom, wśród których Bykowce chyba straciły na popularności. Whandall słuchał, popijając herbatę. Próbował sobie wyobrazić siebie na miejscu Pelzeda, jako księcia Wężowej Ścieżki. Podobała mu się ta wizja – im dłużej o niej myślał, tym bardziej. Nie wiedział, jak się zabrać do jej realizacji, ale mógł przecież obserwować. Pelzeda i się uczyć