Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!
– Gdzie¶ to podział? – O niczym nie wiem – znowu rzekę i tak sobie już postanowiłem, to jedno tylko powiadać, choćby mnie sto razy pytał. – O niczym nie wiesz? – rzecze na to Fok. A o tym, czy także nie wiesz, jako pytaj± na ratuszu? nie powiadano ci jeszcze? Tam każdy złoczyńca najpierw tak mówi, jako i ty: o niczym nie wiem. Tedy go po dobremu prosz±: powiadaj, nie daj się psować! A jak nie powie, tak jako ty powiedzieć mi nie chcesz, tedy daj± go katu, a kat bierze go na ¶rubę. A wiesz, co to ¶ruba? Jak kat pokręci, raz, drugi raz... trzeci... wyci±gnie ciebie jako strunę na skrzypcach, powykręca ci stawy i członki, powywraca łopatki, wszystkie ko¶ci zaczn± trzeszczeć, żebra się rozsadzać będ±. I żeby¶ jaki twardy był, ¶piewać, niebożę, będziesz! Przeszło po mnie mrowie od stóp do głowy i czułem, że mi się włosy jeż±, bom ja słyszał o tym dużo jeszcze na wsi, a i pan Dominik opowiadał mi, jako to złoczyńców bior± we Lwowie na męki, jako im kat boki przypala ¶wiec±, szarpie ciało rozpalonymi kleszczami i inne okrutne zadaje udręczenia, aż póki się nie przyznaj± do zbrodni i nie wydadz± swoich wspólników, i jako zdarza się często, że najniewinniejszy człek, który dostał się w. podejrzenie zbrodni, na tych mękach sam siebie i drugich oskarża, sam powiada na siebie to, czego nie zrobił, byle się z tych m±k wydobyć, a potem już bez żalu na szubienicę albo pod miecz idzie, bo z popsowanym ciałem i tak by żyć długo nie mógł! Pan Fok nie spuszczał mnie z oka, jakby miarkował dobrze, co się we mnie dzieje. – Obacz się teraz, chłopie, jako stoisz – rzekł po dobrej chwili milczenia. – Jeżeli mnie odpowiadać nie będziesz, to odpowiesz katu. Co tedy wolisz? Katu wy¶piewasz wszystko, a po takiej spowiedzi przyjdzie sroga pokuta: miecz albo szubienica, bo tu o rozbój, o ciężkie poranienie i o kradzież sprawa. A komu z tego zysk? Tylko temu Żydowi Mordachowi, a nie Kozakowi i nie tobie. – Ani wam – rzekę już ¶mielej, bom znowu nieco odwagi nabrał. – Ani mnie – mówi na to Fok – ale to twoja wielka szkoda i twojego ojca, który jak mi powiadano, podobno w pogańskiej niewoli żyje. Za¶witało mi w głowie, kiedy to powiedział. Tędy tobie droga, panie Fok – pomy¶lałem sobie – chodzi tobie o własny zysk; nie dla żadnej sprawiedliwo¶ci mnie tu trzymasz i nie dla onego Żyda, ale dla siebie, abym tobie to wydał, co mi Kozak Semen powierzył. Mówię mu tedy: – Panie Fok, a jak to umy¶lili¶cie? Sobie wam się chce? – Sobie i tobie – odpowie – bo ty sam tego ani sprzedasz, ani zjesz, ani się tym od szubienicy wykupisz. Pokaż to jeno komu, a pewnie ci głowę zdejm±. A jak się mnie zwierzysz, będziesz bogaty, ojca z niewoli wykupisz i panem z chłopa zostaniesz. W moim ręku – to złoto, a w twoim – to ¶mierć. Masz wóz i przewóz; wybieraj, ale zaraz, w tej chwili, bo będzie za poĽno. Na pokuszenie mnie powiódł ten niecnotliwy Niemiec, ale zaraz pomy¶lałem sobie: Nie będziesz mu po woli, to zgubisz ciało; bedziesz, to zgubisz i ciało, i duszę. Teraz mam czyste sumienie i niczego się w sercu moim sromać nie potrzebuję, a jeżeli posłucham tego człowieka, w złoczyńcę się zaraz obrócę; przez chciwo¶ć będę zdrajc± i złodziejem. Niechajże się ze mn± stanie, jako chce, ale wierno¶ci dochowam i przysięgi mojej nie złamię. Chcę tedy 56 Fokowi zaraz tak odpowiedzieć, kiedy naraz odzywa się silne pukanie do drzwi. Fok powstał szybko z zydla, popatrzył na mnie, a potem dokoła izby, jakoby szukał, gdzie by mnie schować. – Kto tam? – zapytał, a mnie dał znak, abym milczał. – Otwórzcie, proszę, panie Fok, to my obadwaj, ja i pan Mordach – odezwał się głos za drzwiami. Poznałem zaraz – był to głos hajduka Kajdasza! Struchlałem, pewien już tego, żem stracony! We dwa ogniem się dostał, między dwie paszcze smocze! Na lewo wróg, na prawo wróg, a ja bezradny po¶rodku; jeno czekać, który będzie pierwszy, co mnie we szpony chwyci! Zdało mi się tak, jakbym w przepa¶ć leciał, a na dnie ¶mierć widział! Ale inaczej się stało. Nie tylkom ja nastraszył się tych go¶ci; pan Fok także bardzo im był nierad