Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Dobrze - odparł Roger. - A zatem płyńmy. Przez całą noc ciągnął mały holownik swój ciężki ładunek wąską rzeką Chokohatchee w górę. Światło księżyca oświecało ją tysiącem drobnych światełek. Hiszpański mech zwisający z dębów i cyprysów iskrzył się migocącym srebrem, woda lśniła w blaskach księżycowej poświaty. Ryby i węże mąciły łagodną grę fal. Wielkie, ostre płetwy tarponów przecinały raz po raz rozsrebrzone morze, a przed dziobem okrętu wyłaniały się tu i ówdzie okrągłe głowy wydr, które rozejrzawszy się dokoła zanurzały się z powrotem w wodnej toni. Na tle magicznych świateł i cieni tej księżycowej nocy mały holownik wyglądał jak zaczarowany. Oba druty lin holowniczych przypominały dwa błyszczące srebrne łańcuchy. U ich końców kołysały się ponure i ciemne, mimo światła księżyca, potężne kontury łodzi naładowanej bagrami. Roger wraz z White'em stanął obok steru. Łkania słowika, docierające od czasu do czasu z ponurej dżungli, zdawały się urągać mu i zamykać ten dziwny dzień ironią i drwinami. W tyle łodzi leżał jakiś Murzyn z twarzą zwróconą ku księżycowi i cichym, biadającym głosem śpiewał smutną pieśń. - Kto to taki? - zapytał Roger. - To Murzyn z Haiti. Śpiewa w jakimś francuskim narzeczu - objaśnił White przysłuchując się z pochyloną głową. - Murzyn z Haiti? - dziwił się Roger. - Skąd on się wziął w pańskiej załodze? - Zdarza się często, że obejmują służbę u nas. - Powiedz mi pan, kapitanie, czy zna pan może mr Garmana? - zmienił temat Roger? - Spodziewałem się, że pan mnie o to zapyta, mr Payne - brzmiała ostra odpowiedź. - A zatem? - Posłuchaj pan. Znam Garmana, ale to wszystko, co mogę powiedzieć. Buduję kanały przez całe życie. Buduję je dobrze i szybko. Właśnie dlatego przebywam w tych stronach. Nic poza tym mnie nie obchodzi. - Rozumiem. Im szybciej wykona pan pracę u mnie, tym lepiej dla mnie. - Dla mnie również - rzekł poważnie White. Roger spojrzał na niego badawczo. - Dlaczego? Nie lubi pan swojej pracy, kapitanie? - Praca mi się podoba, lecz im szybciej się z nią uporam, im szybciej spławię maszyny rzeką w dół, im szybciej się stąd wydostanę, tym lepiej. To wszystko, co mam do powiedzenia. Roger roześmiał się z goryczą. - Wnoszę stąd, że już kiedyś pracował pan z Garmanem. - Nie mam nic więcej do powiedzenia - powtórzył kapitan. - Co to? - zawołał nagle. Jasny promień przebił srebrzystą mgłę i rozświetlił przestrzeń wodną przed łodzią. Podczas gdy zafascynowani patrzyli w tym kierunku, światło zbliżyło się i oślepiającym blaskiem poraziło ich oczy. Wnet usłyszeli huk motoru. To była "Anna". Wydawało się, że jacht z ciemności pędzi wprost na nich. - Hej, wy tam! - zabrzmiał głos White'a. - Uwaga! Czy chcecie nas rozpłatać na dwoje? Z pokładu "Anny" zagrzmiał w odpowiedzi głośny śmiech, po czym jacht zmienił kurs, maszyny ucichły. Na pomoście, na tle reflektorów ujrzał Roger szeroką postać Garmana. - Hej, Payne! - zawołał w jego stronę. - Czy nie widział pan przypadkiem tego przeklętego draba, którego tropimy? - Według takiego opisu trudno by go rozpoznać - odparł Roger. - Wszyscy oni jednakowo wyglądają - zaśmiał się Garman i wychylił przez barierę, a w jego głosie brzmiała dzika radość, jakby zadowolenie myśliwego, że tropi zwierzynę. - W każdym razie nie ma on najmniejszych szans ujścia. Rozumie się, cało. Rzucił się do ucieczki z Wyspy Palm prosto w moczary. Puścił nieco krwi pańskiemu przyjacielowi, Ramosowi. - Śmiech Garmana niósł się nad wodą jak pomruk wściekłego niedźwiedzia. - Zaprawdę puścił mu krew tak gwałtownie, że musieliśmy go przykryć głęboką na trzy stopnie warstwą mułu, by w ten sposób wprowadzić w błąd myszołowy. Czy to pan, mr White? - Tak, ja. - W porządku, Miej pan dobro mr Payne'a na względzie. Śpieszy mu się bardzo z tymi jego kanałami. Rób pan, co pan może, jest moim najlepszym przyjacielem, i nie tylko moim. Znowu wybuchnął śmiechem. Rzucił jakiś rozkaz w stronę kotłowni i wnet "Anna" przepłynęła obok nich, szybko posuwając się w dół rzeki