ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Kiedy tylko zrobi się jasno, znajdziemy go! - Panie, słaby człowiek nic nie zdziała. - Dwed zdjął jeden z uginających się pod ciężarem mięsa patyków i podał go Marbonowi. - Jedz i pij. Przygotuj się na jutrzejszy dzień. - Mądre słowa. - Lord Marbon wziął patyk, po czym lekko zmarszczył brew przyglądając się uważnie twarzy młodzieńca. Nagle oblicze rozjaśniło mu się, jakby za sprawą bijącego od ogniska światła. - Ty jesteś... jesteś... Dwed! - Wykrzyknął to imię z triumfalną emfazą. - Ale... jak... - Z wolna pokręcił głową, w jego oczach ponownie czaiła się pustka. - Nie! - teraz jego głos znów był zdecydowany. - Jesteś naszym wychowankiem... Dołączyłeś do nas ostatniej jesieni. Dwed przestał wreszcie mieć nachmurzoną minę - nadzieja ożywiła mu twarz. - Tak, mój panie. I... - niemal w ostatniej chwili ugryzł się w język. - I... - dało się zauważyć, że próbuje zmienić temat. - Odkąd tu przybyliśmy, panie, nie wyjaśniłeś, co to za "przekleństwo", którego szukamy. Briksja cieszyła się, że Dwed wykazał tyle sprytu. Uznała, że byłoby dobrze dowiedzieć się ile tylko można, wykorzystując czas, kiedy to Marbon będzie robił wrażenie wyrwanego ze stanu apatii. - Przekleństwo... - Marbon powtórzył powoli. - To takie podanie... Jartar zna je lepiej. Opowiedz temu zuchowi, bracie... - zwrócił się do Briksji. Oto i cała ich rzekoma przebiegłość na nic. Usiłowała przypomnieć sobie słowa tamtej nieudolnej pieśni, którą słyszała na dziedzińcu wieży w Eggarsdale. - Jest taka pieśń, panie, stara pieśń... - Pieśń, tak. Ale wszystko się sprawdziło. Rzeczywiście leży tutaj An-Yak, pogrążone w wodzie. Znaleźliśmy je! Opowiedz nam o Przekleństwie, Jartar. To historia o moim Domu i o twoim, znasz ją najlepiej. Briksja znalazła się w pułapce. - Panie, to również twoja opowieść. Tak zawsze twierdziłeś. Nagle jął pilnie się jej przypatrywać poprzez płomienie ogniska. - Jartar - nie odpowiedział, lecz sam zadał pytanie - dlaczego mówisz do mnie "panie"? Czyż nie jesteśmy przybranymi braćmi? Na to Briksja nie umiała znaleźć wyjaśnienia. - Ty nie jesteś Jartar! - Marbon rzucił nadzianym na patyk mięsem. Zanim zdążyła się podnieść, mężczyzna, poruszając się ze zwinnością, prężnością i szybkością kota, okrążył już ognisko. Złapał ją za ramiona i podniósł brutalnie, zbliżając twarz do jej twarzy. - Ktoś ty? - potrząsnął nią mocno, ale tym razem stawiła mu opór. Zacisnęła dłonie na nadgarstkach Marbona i wytężyła wszystkie swoje siły, żeby wydobyć się z jego uścisku. - Ktoś ty? - powtórzył. - Jestem Briksja... - Kopnęła go w goleń, po czym sama z trudem chwytała powietrze z powodu bólu stłuczonej stopy. Następnie wykonała błyskawiczny ruch głową w bok i zatopiła zęby w przegubie jego dłoni. Zrobiła to z taką samą dziką pasją, jaką objawiała Uta, kiedy ktoś niedelikatnie się z nią obszedł. Zawył i odepchnął ją od siebie, aż upadła w trawę. Było w niej jednak tyle złości i oburzenia, że znalazła jeszcze siły i energicznie przeturlała się na bok, po czym niezgrabnie wstała. Włócznia leżała wprawdzie obok ogniska, ale w dłoni Briksja miała gotowy nóż. Tylko że Marbon już się za nią nie rzucił. Stał niezdecydowany trzymając w górze nadgarstek i przyglądając się śladom zębów, jakie mu zostawiła na skórze. Potem popatrzył na stojącego przy nim Dweda. - Ja... Gdzie jest Jartar? Był tutaj... a później... czary! To czary... Gdzie Jartar...? Czemu przybrał wygląd tej... tej... - Panie, spałeś i śniło ci się! Chodź coś zjeść. Briksja zobaczyła, jak Dwed objął go mocno. Pomyślała, że może uda się młodzieńcowi udobruchać Marbona. W każdym razie lepiej, żeby ona trzymała się od ogniska z daleka, bo inaczej jej obecność znowu może przysporzyć kłopotów. Pożądliwie spojrzała na mięso. Dwedowi powiodło się, uspokoił Marbona. Namówił go, żeby jeszcze raz usadowił się przy ognisku, ściągnął z patyka osmalone mięso i je zjadł. Tymczasem ognik świadomości w oczach lorda zgasł, usta poruszały się leniwie i niedbale - pełen sił mężczyzna był już tylko wspomnieniem. Briksja patrzyła, jak młodzieniec nakłaniał swego pana, żeby ułożył się do snu. I kiedy upłynął pewien czas, a leżąca postać trwała w bezruchu, dziewczyna przemknęła chyłkiem z powrotem do ogniska po zwęglone już mięso. Gdy przełykała je zaledwie na wpół przeżute, dobiegł ją chłodny głos Dweda. - On nie pogodzi się z twoją obecnością. Czemu sobie nie pójdziesz..:? - Bądź pewien, że to zrobię - rzuciła oschle. - Próbowałam ci pomóc, chciałam, żeby coś dobrego z tego wynikło. A że poszło źle, to już nie z mojej winy. - Wszystko jedno. Lepiej żebyśmy trzymali się od siebie z daleka. Dlaczego za nami szłaś? Nie jesteś jego poddaną. - Nie wiem dlaczego - odparła szczerze. - Wiem jedynie, że coś, czego nie pojmuję, tak sobie zażyczyło. - Czemu kiedy przyszłaś, mówiłaś o jakichś trojgu...? - dopytywał wytrwale. - Na to też nie umiem ci odpowiedzieć. Te słowa nie były moje, nie wiedziałam, co mówię, dopóki ich nie wypowiedziałam. W takich miejscach jak to działają czary... - Wstrząsnął nią dreszcz