Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Posłuchaj, Cat - powiedział gwałtownie. - Możemy jeszcze mieć dziecko. Cat? Słyszysz, co mówię? Słyszała, ale jego głos był odległy, stłumiony przez grubą warstwę zbawiennego zobojętnienia. Objął ją mocniej, jak gdyby zdając sobie sprawę, że w końcu mu się wymknie, że na zawsze utonie w milczeniu. Kołysał ją delikatnie, próbując rozgrzać siebie i ją. - Wiem, że mnie nienawidzisz - powiedział nierównym głosem. - Wróciłem, kiedy było już za późno. Jeżeli nie chcesz urodzić mojego dziecka, możesz je mieć z innym mężczyzną. Wszystko, Cat, wszystko, tylko nie zachowuj siętak jak teraz. Krzycz, przeklinaj mnie. Zasłużyłem na to wszystko. Przynajmniej płacz. Łzy to najlepsze lekarstwo. Nie odpowiedziała ani nie poruszyła się. Travis spojrzał na kobietę. Tkwiła nieruchomo w jego ramionach. Gdyby nie to, że czuł jej ciężar, nie mógłby uwierzyć, że ją obejmuje. Była nieobecna. Nie mógł odnaleźć tej dziewczyny, której zdjęcia były pełne inteligencji i pasji, a ciało i umysł stały się jego częścią, której paląca wściekłość rozżarzała każdą chwilę, od kiedy pokazała mu, jak niewiele można kupić za pieniądze. Za mało. Za późno. Cat wycofała się, uciekła od niego, od wszystkiego, od całego świata. Z bolesną czułością ucałował splątane włosy. - To nie ty - szepnął, błagalnie i rozkazująco jednocześnie. - Za kilka dni poczujesz się lepiej. Weźmiesz swój sprzęt i będziesz fotografować fale, co 217- pokonują tysiące kilometrów, żeby tylko dotknąć twoich stóp. Mądre fale. -Musnął ustami jej policzek. - Szczęśliwe fale. Nauczyły mnie tego, ale za późno. Odezwała się wreszcie, jej głos był równie pozbawiony życia jak oczy. - Sprzedałam cały sprzęt. Travis pragnął, by to, co usłyszał, nie było prawdą. Wiedział jednak, że się nie przesłyszał. -Cat. Ochrypły głos zabrzmiał jak mimowolny okrzyk bólu. Nie musiał pytać, dlaczego sprzedała sprzęt, swoją duszę, własną krew. Znał odpowiedź. Pamiętał własne słowa, bezlitośnie podsuwające takie rozwiązanie: Skoro tak bardzo potrzebujesz pieniędzy, zawsze możesz sprzedać trochę sprzętu. Wystarczyłoby tego dla trzech fotografów. Posunęła się dalej niż sprzedaż zbędnego sprzętu. Sprzedała swoją przyszłość, żeby kupić czas potrzebny na donoszenie jego dziecka. Dziecka człowieka, który mógł ułożyć przed nią dywan pieniędzy, ale w którym nie mogła znaleźć oparcia. I niczego temu dziecku nie ofiarował. Za mało. Za późno. Odsunęła się, odwróciła plecami do niego i do całego świata. Wpatrywała się w ścianę, nie widząc naprawdę, nie widząc niczego. Drżącą ręką odgarnął z jej nieruchomej twarzy splątane kosmyki włosów. Pamiętał, jak niegdyś jej policzki były zaróżowione z podniecenia, szare oczy zamglone i lśniące, gdy na niego patrzyła, dotykała go, śmiała się razem z nim. Wspomnienia raniły jak nóż, aż razem z krwią trysnęła prawda - bezwzględna, nie pozostawiająca wątpliwości. Cat kochała go. Wierzysz w cuda? Mój kochany, jestem w ciąży. Jestem w ciąży! Dziecko! Travis, mój kochany, mój mężczyzno. Nasze dziecko! Z pochyloną głową wczuwał siew wielkość swej straty, jej straty, ich straty. Siedział długi czas bez ruchu. Jedynie dłoń gładziła bez przerwy włosy Cat. Nie wymawiał już jej imienia. Kiedy następnego dnia Cat otworzyła oczy, Travis nadal był przy niej. Od chwili, gdy wyrwał ją i Jasonaz objęć fal, był przy niej za każdym razem, gdy się budziła, w dzień czy w nocy. Od kiedy powiedziała mu, że sprzedała sprzęt, nie odzywał się, niczego od niej nie żądał, nawet wdzięczności za dotrzymywanie towarzystwa. Po prostu był przy niej. Nie zwracała na niego uwagi. Nie wiedziała, czego od niej chce. Nie chciała wiedzieć. Jego obecność groziła pęknięciem murowi zobojętnienia, który stanowił jedyną ochronę przed zgubą. Mogła zmagać sięjakoś ze światem. Ale nie z Travi-sem. -218- - Przyszła Sharon z Jasonem - odezwał się. - Chłopcu cały czas wydaje się, że to jego wina, że leżysz w szpitalu. Sharon pomyślała, że kiedy cię zobaczy, i uzna, że nic ci nie jest, poczuje się lepiej. Czekał, nie chcąc o nic pytać. Zdawał sobie sprawę, że w ogóle nie ma prawa o nic pytać. Powoli oddychając, przez chwilę myślała o Jasonie, młodziutkim, roześmianym, i tak cierpiącym. - On nie wie o... o... - przerwała, nie będąc w stanie mówić o swym poronieniu. -Nie martw się - powiedział szybko Travis. - Jedyne, co Jason pamięta, to to, że chwyciłaś go, gdy uderzyła pierwsza fala. Niezobojętniałą częścią umysłu uświadomiła sobie, że Travis nie powie chłopcu o poronieniu. Gdzieś głęboko odezwało się na chwilę echo gniewu i żalu, ale wkrótce ucichło. Travis zawsze wszystko rozumiał poza tą jedną rzeczą, która miała zasadnicze znaczenie. Kochała go. - W porządku - powiedziała obojętnym tonem. - Przyślij tu Jasona. Dopiero kiedy wypuścił jej dłoń, uświadomiła sobie, że przez cały czas ją trzymał, tak jak zawsze, w dzień czy w nocy, kiedy spała i kiedy czuwała. Prze- szkadzałoby jej to, gdyby była zdolna cokolwiek odczuwać. - Zaraz wracam - powiedział. Po chwili wrócił w towarzystwie Sharon i Jasona. Cat dostrzegła napiętą, poważną twarz chłopca, jego zatroskane oczy. Pod warstwą zobojętnienia zadrżało jej serce. Tak się cieszyła, że to dziecko żyje. - Jason - powiedziała cicho i wyciągnęła rękę. Twarzyczkę chłopca rozświetlił uśmiech. Podbiegł do łóżka i mocno przywarł do swej przyjaciółki. Po chwili odsunął się i patrzył na nią oczami pełnymi łez. - M-myślałem, ż-że nie b-będziesz chciała mnie wi-widzieć - powiedział. Nie mogąc wydobyć z siebie głosu, Cat tylko potrząsnęła głową. Drżącą ręką odgarnęła mu z czoła czarne loki, przytuliła go. - Bardzo się cieszę, że przyszedłeś - powiedziała; nieużywany od dawna głos brzmiał ochryple. - Jesteś moim najukochańszym chłopczykiem. Jason wtulił się w nią, po czym cofnął w nagłym przypływie energii. Uśmiechał się promiennie. - To dla ciebie - powiedział, wyciągając rękę. - Znalazłem ją dziś rano