Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Wkrótce jednak przyszły wie×ci, że w kierunku Carewo_Zajmiszcza idzie blisko dziesięciotysięczny korpus pod dowództwem Grigorija Wołujewa i kniazia Jeleckiego jako czołowa formacja całej armii Dymitra. Ruszył więc íółkiewski spod Białej do Szujska, by połączyć się z czekającymi tam na niego chorągwiami Kazanowskiego i Dunikowskiego, a także Kozakami Piaskowskiego i Iwaniszyna. W Szujsku rozłożył się na nocleg. Wszakże ze snu obudził hetmana powrót kozackich podjazdów, wysłanych przez pułkowników jeszcze przed jego przybyciem. Wie×ci były alarmujące. Do odległego o cztery mile Carewo_Zajmiszcza - gdzie jeszcze przed kilku dniami stał Dunikowski - nadciągnął Wołujew, zawróciwszy z drogi owe regimenty angielskie, które wycofały się spod Białej. Toteż nie dospał już tej nocy pan íółkiewski. Dokładnie przepytawszy przyprowadzonych jeńców i po odbytej z pułkownikami naradzie zarządził poranny wymarsz wszystkich sił. Niebo dopiero różowiało na wschodniej stronie, kiedy chorągwie stanęły w szyku, a potem jedna po drugiej opuszczały obóz w ×lad za przednią strażą, która od pół godziny była już w marszu. Droga, początkowo wiodąca traktem, niedługo skończyła się, bo liczne na szlaku mosty były w większo×ci zniszczone, co wymagało długich i uciążliwych objazdów. Otwarte połacie pól nie opóźniały jazdy, ale gorzej było, kiedy przychodziło zagłębiać się w las i ciągnąć byle jakimi ×cieżkami. Kolejną zwłokę spowodował postój zarządzony przez hetmana w pobliżu Szut, gdzie obozowały chorągwie Zborowskiego. íółkiewski posłał do nich pana Herburta z wezwaniem, by wsparły jego imprezę, kiedy jednak ten po dniu zwłoki wrócił z niczym, hetman poniechał dalszych zabiegów. Zawiedziony i zły z przyczyny daremnie zmitrężonego czasu zarządził dalszy marsz. Dwudziestego trzeciego czerwca krótko po południu dotarł pod Carewo_Zajmiszcze. Zarządził postój jeszcze przed opuszczeniem lasu, a sam, wziąwszy dla ostrożno×ci tysiąc szabel, ruszył na osobisty rekonesans, by zapoznać się z okolicą, i je×li się uda, wejrzeć w nieprzyjacielskie pozycje. Poszły zwiady, a za nimi chorągiew straży przedniej. Wkrótce potem wyjechał i sam hetman pod ochroną swojej zbrojnej asysty. Szli wolno, bo le×na droga była wąska, pełna dziur i wystających, poskręcanych korzeni. Drzewa, stare i rozro×nięte, gęstwą li×ci przysłaniały słońce. Pachniało grzybnią i le×ną zgnilizną w wilgotnym i parnym wnętrzu boru. Wreszcie pomiędzy kolumnami pni ujrzeli najpierw skrawki zalanej słońcem łąki, a chwilę potem rozciągnęła się przed nimi rozległą przestrzenią. Hetman wstrzymał swego wierzchowca i rozejrzał się po leżącej przed nim szerokiej dolinie. środkiem jej licznymi skrętami płynęła rzeczka, tu i ówdzie obrosła wierzbami i olchą. Wpadała do długiego jeziora czy też stawu. O kilka stai w głębi widniały ×wieżo ciosane bale niedawno widać wziesionego ostróżka, czyli gródka obronnego. Wznosiły się ponad nim dwie drewniane wieże, niby dwaj strażnicy czuwający nad okolicą. Za gródkiem po lewej stronie stał półkolem las. Z prawej ochraniał go pas bagien sięgający stawu. Tylko od czoła rozciągała się równa połać pola, które jednak przecinał głęboki rów z wałem ziemnym, obsadzony gęsto piechotą, dobrze widoczną z tej odległo×ci. Przed owym rowem harcowali już pojedynczy jeźdźcy, tocząc ze sobą pojedynki. To straż przednia mierzyła się w przedbitewnych utarczkach z moskiewskimi ochotnikami. Z boku, nieco dalej od wjazdu za groblę, widniały zabudowania miasteczka. Kłębiły się teraz ponad jego dachami chmury dymu od pożaru wznieconego na rozkaz Wołujewa, który na wie×ć o zbliżaniu się Polaków przykazał miasteczko podpalić. Hetman, oglądając ten pożar, ujrzał w pewnej chwili, jak zza gródka wyłaniają się kolumny wojsk. Szła piechota, a za nią zastępy jezdnych. Było ich podług oceny patrzących ze trzy tysiące, toteż pan íółkiewski przykazał trąbić na harcowników, a kiedy zjechali ku niemu, zarządził odwrót. Dopiero następnego dnia, zwinąwszy pod wieczór le×ny obóz, hetman ruszył nad groblę. Stanął nad nią około północy i czekał, aż nadciągną chorągwie zamykające pochód. Wysłał też zaraz zwiady ku mostowi, by dowiedzieć się, czy nie obsadził go nieprzyjaciel. Nie było do mostu daleko, zwiad rychło więc powrócił donosząc, że nikogo przy nim nie ma, ale został rozebrany, i to tak dokładnie, że tylko sterczą z wody pale, na których spoczywał. Trzeba więc było czekać ranka. Noc, jak wszystkie letnie w tych stronach, nawet bez księżyca nie była ciemna. Hetman zezwolił jezdnym zej×ć z koni i rozluźnić popręgi, piechota zaległa w trawie, do przodu za× wysunęły się liczne nasłuchy, by czuwać nad bezpieczeństwem wojska