ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Jednych rozweseli, drugim dostarczy atrakcji, jeszcze innych być może w ogóle nie poruszy; dla Inny jednak w tym unieruchomionym żaglowcu był sam Jahnycz z jego obolałą duszą, tak nieoczekiwanie obnażoną, z jego umiłowaniem wolności i miłości do ludzi. Czuło się, że ten żaglowiec z uśmiechniętą rusałką, to model jego młodości, był jakby pożegnaniem z nią oraz obrazem przeżytego życia, bogatego i mocnego. Wypowiedział w nim w pełni samego siebie. Ile pracy włożono w-ten twór, ile bezinteresownej, niemal naiwnej miłości i fantazji! Inna jeszcze raz przekonała się, że natura orionowca obdarowana jest żywą poetycznością, że jest w nim ta iskra poezji! Chociaż nieuświadomiona i żywiołowa, ciągle się jednak ujawnia, najpełniej zaś wyraziła się w tym fantastycznym statku. Bo w nim, chociaż przy- ' kutym, wyczuwa się siłę, rozpęd, niepokój, ducha odwagi marynarskiej! Jak tylko potrafił, przekazał orio-nowiec w tym statku to, co w nim najtajniejsze i najistotniejsze, wcielił weń samą istotę swego mężnego i konsekwentnego życia! Włożył w to swą całą duszę. Był tu nie tylko głównym doradcą, lecz najczęściej również głównym wykonawcą. Przydała mu się nieraz umiejętność wiązania węzłów i ciesiołki, ręka często sięgała po siekierę i hebel, i tylko żaglowa igła i naparstek nie znalazły tu zastosowania. Sam zadbał o omasztowanie, podsunął Oksenowi pomysł rusałki i wyjaśnił, jaka powinna być. Sam zamontował ryndę i ster, wnikał we wszystkie szczegóły urządzenia i wyposażenia, domagając się, że- 236 by wszystko było jak prawdziwe lub przynajmniej stwarzało taką iluzję. I chociaż wiele razy przypominano mu, że ma to być statek umowny, pełniący funkcję kawiarni do odpoczynku oraz punktu żywienia, praktyczna strona zagadnienia nie była dla Jahnycza najważniejsza: wierny sobie, postanowił twardo realizować to, co zamyślił. Ta twórczość Jahnycza wyłaziła bokiem kierownikowi robót, który nieraz narzekał przed kierownictwem, że orionowca ponosi fantazja, że nie oszczędza materiału, że oblepił ściany modelami wszystkich epok, nie wyłączając egipskiej i fenickiej. Więc kierownictwo budowy zwracało Jahnyczowi uwagę na zbytnią rozrzutność. Przyjmował krytykę do wiadomości i nadal tworzył uparcie swój żaglowy poemat. Było to jakby pojednanie z młodością i trwały pomnik niezatartej pamięci o rejsach i towarzyszach. Wreszcie wszystko było zakończone, komisja przyjęła obiekt, dając mu najwyższą ocenę, Jahnycz podpisał protokół zdawczy, kaligrafując starannie swój pełen zakrętasów autograf. W ostatniej chwili wynikł problem: jak nazwać ten statek-kawiarnię? —- Może „Orion"? — zaproponował ktoś. Jahnycz odebrał to jako osobistą obrazę. — Drugi „Orion"? Drugiego nigdy nie będzie! — Przecież on też nie jest wieczny — zauważył kierownik robót. — On również pójdzie kiedyś na złom. — To wtedy jego miejsce zajmie inny, ale też jeden jedyny, niepowtarzalny. Dlatego właśnie „Orion". Kierownictwo, widząc, że majster przywiązuje do tego taką wagę, nie nalegało. Proponowano jeszcze „Bar na barce" lub „Wydma", ale z różnych względów obie nazwy również odrzucono. Postanowiono więc pozostawić na razie sprawę nazwy otwartą, może któryś z górników wysunie jakąś sensowną propozycję. 23T Jahnycz był teraz znowu zupełnie wolny. Z wagonika, dokąd przeniósł się z łajby, oczywiście nie wygonią, ale to sadyba na kółkach. Mogą w każdej chwili podjechać, zaczepią hakiem, wezmą na hol i pociągną jego chatę na jakąś inną budowę. Więc czas już pomyśleć o sobie. Być może wyląduje w muzeum morskim, zaproponowali mu, żeby się zajął wypychaniem zwierząt i ptaków, profesja bardzo poszukiwana. No i obrączkowałby ptaki. Kolczykuje się je co roku, wypuszczając w świat z blaszkami ptasich paszportów. Odlatują stąd daleko, ale wracają. Tego lata znaleziono w Kurajówce zwykłego szarego wróbla, który był zaobrączkowany gdzieś aż w Capetown. Jednak kierownictwo kompleksu, biorąc pod uwagę zasługi Jahnycza, nie pozostawiło go na pastwę losu. Nowy dyrektor sanatorium ogłosił, że od dziś Jahnycz będzie pełnił funkcję starszego porządkowego plaży i całego terenu sanatoryjnego. „Mówiąc po prostu stróża" — pomyślał Jahnycz, jednak przyjął tę posadę. Kawiarnia-statek była już czynna. Górnicy, i nie tylko oni, wieczorami chętnie zajmowali miejsca przy stolikach na pokładach, oglądając z zainteresowaniem aplikacje z drzewa i słomy, modele dawnych statków oraz karpackie niedźwiedzie, delfiny i egzotyczne ryby, którymi Oksen z chłopcami przyozdobił wszystkie wolne płaszczyzny. Orionowiec również lubi posiedzieć tu wieczorem, niekiedy w towarzystwie Azerbejdżanina ze straży granicznej, czasami z Oksenem, ale też i samotnie. Usiądzie w kącie i nadęty jak puszczyk śledzi spode łba młodych kelnerów, którzy balansując niezgrabnie tacami, roznoszą do stolików smażone byczki i specjalne koktajle „Piracka krew". Na piratów zrobieni są też kelnerzy: w uchu kolczyk, kindżały zatknięte za czerwony zdobny pas, pirackie kamizelki. Jahnyczowi nie 238 podoba się ta piracka przebieranka, zwłaszcza te bzdurne kolczyki w uchu. Ciągle też ma jakieś starcia z kelnerami. — Byłoby lepiej, gdybyście mniej naczynia tłukli, piraci od siedmiu boleści. Wystroili się jak papugi, a robota... Wszystko w nich go irytowało. Z tym się pokłóci, z tamtym ma jakiś zatarg: nie umieją się ruszać, bęc-wały, takiego nigdy nie wziąłby na statek. Czy taki łamaga potrafiłby w szkwał wdrapać się jak wiewiórka na fok czy bezan tak jak jego kursanci? Ciągle tylko daje porównania, stawia im za przykład tych, którzy bez kolczyków w uszach, ale za to jak błyskawica wyskakują z kubryków na alarm. — To już słyszeliśmy — odparowuje kelner. — Jaki statek, takie i alarmy. Zamiast żagla postawili jakąś chorągiewkę. Pańska arka po brzuch w piasku i w betonie, a panu ciągle się zdaje, że ona dokądś popłynie... Był to dla Jahnycza cios najboleśniejszy, ale czym go odparować? Nie bez podstaw ci „piraci" mu dogryzają i szczerzą zęby, dla niego jednak są to pajace. Inni odwiedzający kawiarnię mają dla tych chłopców więcej cierpliwej wyrozumiałości i nie zgłaszają żadnych pretensji, a ta piracka przebieranka nawet ich bawi. A kiedy wieczorem przychodzi orkiestra jazzowa, złożona z takich samych kudłatych „piratów", gdy pójdą w ruch gitary elektryczne i „piraci" zawyją przez wzmacniacze, że aż bębenki pękają, Jahnycz na znak protestu opuszcza demonstracyjnie pokład