ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Jaka Trinity? Kiedy zadawała to pytanie, wydarzyło się kilka rzeczy naraz, z szybkością, która uniemożliwiła jej oddzielenie jednej od drugiej, ale najważniejsze było to, że w momencie gdy pytała go o Trójcę, stracił panowanie nad sytuacją. Najpierw poczuła, że dym nad nią rzednie, że już nie przytłacza jej kamieniem. Jednak nie spuszczała z niego wzroku i w momencie swego wyzwolenia ujrzała go zupełnie odmienionym. To była chwila, nie więcej, ale tak wstrząsająca, że Tesla miała ją zapamiętać na zawsze. Kissoon ukazał się jej zakrwawiony od pasa w górę, bryzgi krwi sięgały do jego twarzy. Tesla wiedziała, że widzi to naprawdę, w chwili gdy podniósł ramiona, by zakryć krwawe plamy, ale jego dłonie i ramiona także spływały krwią. Czy była to jego krew? Zanim zorientowała się, czy jest ranny, odzyskał władzę nad wizją, ale był jak sztukmistrz, który usiłuje żonglować zbyt wielu piłeczkami naraz; gdy złapał jedną, upadła mu inna. Krew znikła, stał przed nią bez jednego zadrapania, ale wymknął mu się jakiś sekret, który siłą swej woli trzymał dotąd w ukryciu. Wstrząs, który wywołał, był o wiele potężniejszy niż widok krwawych plam; fala uderzeniowa zatrzęsła drzwiami. Uderzenie nie mogło być dziełem liksów, nawet gdyby zaatakowały gromadnie; Kissoon był wyraźnie przerażony. Spuścił z oczu Teslę, kierując je na drzwi; ręce zwisły mu bezwładnie, twarz miał wypraną z wszelkiego wyrazu. Czuła, że każdą cząstkę swojej energii obrócił na jeden jedyny cel: uciszenie potęgi, szalejącej za drzwiami, czymkolwiek ona była. Ten fakt miał określone następstwa: Kissoon - po tym jak sprowadził tu Teslę i nie pozwalał jej odejść - zupełnie i nieodwołalnie stracił nad nią władzę. Tesla poczuła, jak rzeczywistość, którą opuściła, wpiła jej się w plecy i pociągnęła z powrotem. Tesla nawet nie próbowała się opierać. Poddała się tej sile, równie nieuniknionej jak prawo ciążenia. W ostatnim przelotnym błysku ujrzała Kissoona znów zbroczonego krwią; stał przed drzwiami, twarz miał pozbawioną wszelkiego wyrazu. Potem drzwi nagle się otworzyły. Przez chwilę Tesla była przekonana, że potęga, która biła o drzwi, czeka teraz przed wejściem, by unicestwić ją i Kissoona. Wydało Jej się nawet, że dostrzegła jak blask bijący od tej potęgi - błysk oślepiająco jasny - skąpał twarz Kissoona. Ale w ostatniej chwili wola Kissoona wzięła górę nad tą potęgą i rzęsiste światło przygasło w tym samym momencie, gdy świat zażądał powrotu Tesli i wyciągnął ją na zewnątrz chaty. Odrzucona tam, skąd przybyła, pędziła z prędkością dziesięciokrotnie większą niż uprzednio; tak szybko, że nie potrafiłaby rozróżnić elementów krajobrazu - stalowej wieży, miasteczka; docierały do jej świadomości, gdy była już wiele mil dalej. Ale tym razem nie była sama. Ktoś pochylał się nad nią, wołając jej imię: - Tesla! Tesla! Tesla! Znała ten głos. To był Raul. - Słyszę cię - powiedziała cicho. Mimo oszałamiającego pędu, niewyraźnie majaczyła jej jakaś inna ciemność, znaczona punktami światła, może były to świece, i ludzkimi twarzami. - Tesla! - Prawie jestem - powiedziała, z trudem łapiąc powietrze. - Już prawie wróciłam. Teraz pustynia ustępowała placu, ciemność zdobywała przewagę. Tesla szeroko otworzyła oczy, by widzieć Raula wyraźniej. Gdy przykucnął, by ją powitać, uśmiechał się szeroko. - Wróciłaś - powiedział. Pustyni już nie było. Była tylko noc. Tesla leżała na kamieniach, nad nią świeciły gwiazdy oraz, jak zgadywała - świece. Trzymały je jakieś kobiety, otaczające Teslę ciasnym kręgiem. Na twarzach kobiet malowało się zdumienie. Ciało Tesli dzieliło od gołej ziemi ubranie, które zrzuciła z siebie, kiedy - będąc w Pętli Kissoona, przywoływała do siebie swoje ciało, odtwarzając je. Dotknęła twarzy Raula, by upewnić się, że naprawdę powróciła do świata rzeczywistego, a także dlatego, że po prostu pragnęła go dotknąć. Policzki Raula były mokre. - Ciężko się napracowałeś - powiedziała, sądząc, że to pot. Po chwili zrozumiała swoją pomyłkę. To nie był pot, ale łzy. - Biedny Raul - usiadła i objęła go. - Czy zniknęłam zupełnie? Przytulił się do niej. - Najpierw rozpływałaś się jak mgła - powiedział - a potem... po prostu ciebie nie było. - Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała. - Kiedy do mnie strzelał, byłam w Misji. Na wspomnienie strzału spojrzała w miejsce na ciele, gdzie trafiła ją kula. Nie było tam rany, nie było nawet krwi. - To nuncjo - stwierdziła - ono mnie uleczyło. Kobiety także to zauważyły. Widząc niedraśniętą skórę, cofały się, mamrocząc modlitwy. - Nie... - mruknęła, wciąż przyglądając się swojemu ciału. - To nie chodzi o nuncjo. To jest ciało, które sobie wyobraziłam. - Jak to, wyobraziłaś sobie? - zapytał Raul. - No, wyczarowałam - odparła. Prawie nie zauważyła jego zmieszania, ponieważ sama miała zagadkę do rozwikłania. Brodawka jej lewej piersi, dwukrotnie większa od swojej towarzyszki, znajdowała się teraz po prawej stronie. Tesla wpatrywała się w nią, potrząsając głową. Nie mogła się mylić. W jakiś sposób po drodze do Pętli albo z powrotem, przekręcono ją na opak. Uniosła nogi, by się im lepiej przyjrzeć. Kilka zadrapań - dzieło psa Butcha - zdobiące uprzednio jedną łydkę, teraz znaczyło drugą. - Nic z tego nie rozumiem - powiedziała do Raula. Ponieważ nawet nie pojmował jej pytania, nie wiedział, co odpowiedzieć, więc tylko wzruszył ramionami. - To nic - powiedziała Tesla i zaczęła się ubierać. Dopiero teraz zainteresowała się, co stało się z nuncjo. - Czy całe nuncjo wniknęło mi do krwi? - Nie. Zabrał je Chłopiec Śmierci. - Tommy-Ray? Boże! Więc teraz dżaff ma półtora syna. - Ale i ty miałaś kontakt z nuncjo - powiedział Raul. - Ja zresztą też. Przeniknęło mi w głąb ręki. Doszło aż do łokcia. - Więc teraz my jesteśmy przeciwko nim. Raul potrząsnął głową. - Na nic nie mogę ci się przydać