Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
I tym razem praktyczny jego umysł skierował myśli Irvina ku aktualnym sprawom. Mówił ci Bob o tej bójce? zapytał farmera. Tak. Nie sadziłem, że Czarny Jack po tak ciężkiej drodze będzie miał jeszcze tyle energii. Czarny Jack? Co ci ten chłopak nagadał? To przecież tamten, rozumiesz? Tamten oberwaniec o mało nie zabił twego więźnia. Co?! No tak, właśnie tak! Miał jakieś pretensje do Czarnego. Zdaje się, że o ten nieudany napad na pociąg, bo to wspólnik... O tym już mi Bob mówił. Ale coś pokręcił. Jack jest słaby jak mucha i gdyby nie nasza interwencja... zresztą mniejsza z tym. Niech się sędzia martwi. Słuchaj, Irvin! Proponuję ci stanowisko mego zastępcy, z pensją... Proszę o tym nawet nie myśleć. Czy rzeczywiście w Wichita Falls tak łatwo zostać wiceszeryfem? Łatwo! oburzył się Murphy. Gadasz głupstwa. Masz za sobą dwa nie byle jakie sukcesy: odzyskanie pieniędzy (części pieniędzy" wtrącił skromnie farmer) zrabowanych poczcie, no i Jacka. Żebym cię tak dobrze nie znał, sądziłbym, że z ciebie zawodowy łapacz. Ale ty masz jakieś wrodzone zdolności. Zdarza się. I szkoda byłoby je zmarnować. Posiadasz nos jak tropiciel śladów, to się w naszym zawodzie ciągle jeszcze bardzo przydaje. Być może, ale ja wracam do Greenfield. Na swoją skamieniałą rolę? Wreszcie spadnie deszcz, a przyznam się... jestem odrobinę zmęczony. Oczywiście, że musisz być zmęczony, Irvin. Niejeden na twoim miejscu wyciągnąłby nogi. Wcale się nie dziwię, że musisz odpocząć. Mam jednak nadzieję, że jeszcze mnie odwiedzisz. I ja tak sądzę zapewnił Irvin. Chwilowo jednak miał tego wszystkiego zupełnie dosyć. Kiedy ruszasz? Chociażby jutro. Okazało się to jednak niemożliwe, i to z dwu powodów. Pierwszy zmęczenie konia, który przebył przecież szmat drogi, do Dawn i z powrotem, i musiał kilka dni odpocząć, by nie paść w drodze do Greenfield. Co prawda wierzchowca można było wymienić (choć Irvin myślał o tym z prawdziwym smutkiem), ale drugi powód okazał się przeszkodą nie do usunięcia. Stanowiły ją przepisy prawne, bardzo rygorystyczne: otóż trzeba było zaświadczyć przed sędzią, że człowiek przebywający w areszcie jest właśnie słynnym Czarnym Jackiem, a nie kimś innym! Świadkiem był zresztą nie tylko Irvin. Do Wichita Falls ściągnięto kilka osób, które miały nieszczęście spotkać się oko w oko z bandytą, oraz kilka innych, które przelotnie go widziały. Rzecz jasna bohaterem długiego przesłuchania był Vincent Irvin, na którego spoglądano z nieukrywanym podziwem. Ledwie wytrzymałem do wieczora, mając nadzieję, że mnie wreszcie zwolnią przyznał się Karolowi. Nadzieja jednak zawiodła. Nazajutrz wezwano Irvina do sędziego po raz drugi. I znów rozmowa przeciągała się, chociaż nie to najbardziej irytowało farmera, ale powszechna uwaga, jaką na siebie ściągał. Nawet na ulicy przechodnie kierowali spojrzenia w jego stronę. Wieść o złapaniu Czarnego Jacka rozchodziła się coraz szerzej, budząc zrozumiałą sensację. Co śmielsi zaczepiali nawet Irvina proponując małą whisky". Wyglądali na bardzo obrażonych, gdy odmawiał. Ale w saloonie, dokąd się udał na wieczorny posiłek, sprawa okazała się poważniejsza, proponujący małą whisky" byli bardziej agresywni. Zacząłem się lękać o własną skórę wyznał później Irvin przyjacielowi. To zabawne i trudno uwierzyć, ale daję ci słowo, że na widok tych zapijaczonych twarzy z sympatią wspomniałem Czarnego Jacka. Przesadzasz! Na pewno, zdaję sobie z tego sprawę, ale... rzadko odwiedzałem saloony. Pewnie dlatego nie przywykłem do ich atmosfery. Zatłoczona sala w Wichita po prostu mnie przeraziła. Przyszedłem dość późno i gościom nieźle kurzyło już się z głów. Ktoś mnie poznał i... zaczęło się! To jeden, to drugi, to trzeci poczęli przepychać się w moim kierunku. Zanim się spostrzegłem, zostałem otoczony żywym murem mniej lub bardziej trzeźwych twarzy, ale raczej... mniej. No, i oczywiście jak to zwykle... kolejka whisky". Jedna, druga... Dla świętego spokoju wypiłem dwa razy i miałem zupełnie dosyć. Ale tamci o odmowie nawet nie chcieli słuchać. Wrzeszczeli, że zdrowie takiego chłopa jak ja (uważasz, Karolu!) należy pić przez całą noc. Począłem zerkać ku wyjściu wiodącemu na ulicę. Ale gdzie tam! Zanim przepchnąłbym się do drzwi, moi nowi przyjaciele sto razy by to zauważyli. Westchnąłem w tym strapieniu, a tu już mi trzecią szklankę pchają w garść. I to pełną po brzegi. Powiadam ci, Karolu, że spociłem się jak mysz! Ścisk powstał jeszcze większy, bo akurat na salę wkroczyła nowa partia przybyszów. Zrobiło się zamieszanie, a ja, korzystając z tego, wylałem całą zawartość szklanki. Bodajże do kieszeni najbliższego sąsiada. Tak było ciasno. Ledwie tego dokonałem, a tu pakują mi następną szklaneczkę. Przypuszczam, że paru cwaniaków musiało się zmówić, aby mnie jak najszybciej upić. Zupełnie nie wiedziałem, co robić. Na szczęście spostrzegłem za szynkwasem wąziutkie drzwi. Ściskam szklankę w dłoni i zmierzam ku bufetowi. Wolno, wolniutko, żeby się nikt nie domyślił. Przepuścili mnie. Pewnie sądzili, że teraz ja zacznę stawiać. Krok za krokiem zmierzałem ku zbawczym drzwiczkom udając, że niby kogoś szukam, za kimś się rozglądam. I już, już, bliski byłem wolności, gdy spostrzeżono moją ucieczkę. Złapało mnie jakichś dwu pod ramiona i wówczas wybawił mnie z opresji jeden jedyny strzał. Nie, nie, Karolu, to nie ja strzeliłem ani nie do mnie strzelano. Ktoś tam w przystępie dobrego humoru palnął do jednej z lamp wiszących pod sufitem. Mimo gwaru huknęło jak z armaty. Niezły musiał mieć kaliber. Posypało się rozbite szkło, gdzieś tam w środku zaczęła się szamotanina, co natychmiast odwróciło uwagę moich napastników. Dotarłem do drzwiczek, pchnąłem je i znalazłem się w mrocznym korytarzyku. Reszta poszła gładko, ale faktem jest, że tamtego wieczoru położyłem się spać głodny. Cóż jeszcze dodać? Murphy mnie zwolnił, uzyskawszy ode mnie obietnicę, że go odwiedzę. A oto, Karolu, mój łup sięgnął za pazuchę i wyjął zwitek banknotów. Nagroda. Wahałem się, czy przyjąć, ale szeryf ani słyszeć nie chciał o odmowie. Powiedział, że każda praca jest wynagradzana, a cóż dopiero taka, podczas której ryzykuje się życiem. Przyjąłem. Chyba słusznie? Oczywiście! No, więc już po wszystkim. Jakże z tego się cieszę. Nie ciesz się przedwcześnie. Jak to? Kłopoty wcale się nie skończyły