ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Dwa miecze z wężowym sykiem opuściły pochwy, gdy Cymmerianie znaleźli się o dziesięć kroków od kopca. — Mów szybko, jeśli nie chcesz, by twoja krew napoiła kości czcigodnego wodza naszego szczepu! — warknął Conan. Postać odwróciła się i wymamrotała: — Powiedz, człowieku Północy, nie chciałbyś kupić nowego amuletu? Mogę ci sprzedać i to tanio. Conan oniemiał, a nogi jakby wrosły mu w ziemię. — Crom! — wykrztusił w końcu. — Nie, po prostu Cha, wróżbita. Crom mieszka wyżej. — Khitajski szarlatan machnął w kierunku Ben Morgh. — Znasz tego starucha, Conanie? — zapytał Chulainn. Nie mógł zrozumieć nic z tej wymiany zdań. Cha popatrzył na młodszego Cymmerianina. — Conan i ja jesteśmy starymi przyjaciółmi — oznajmił łamanym cymmeriańskim. — To człowiek? Bełkoce gorzej od Pikta. — Człowiek — zapewnił Conan, a po chwili dodał: — Na swój własny sposób. — Zwrócił się do Khitajczyka: — Dlaczego udajesz, że jesteś sprzedawcą amuletów i wróżb, Khitajczyku? — O co chodzi? — zapytał Cha z udawanym oburzeniem. — Nie podoba ci się mój amulet? Założę się, że gdyby nie on, nie byłoby cię tutaj! Conan przeciągnął kciukiem po ostrzu miecza. — Nie lubię, gdy ktoś bawi się moim kosztem, Khitajczyku — powiedział niskim i niebezpiecznym tonem. — Ta suka Hathor–Ka zrobiła ze mnie głupca, a teraz znajduję, że ty bawisz się mną tak samo. — Od początku ci mówiłem, że jesteś pionkiem w rękach bogów. Gniewasz się, bo taka jest prawda? — Prawda czy nie! — warknął Conan. — Chyba poczuję się lepiej, jak połamię komuś kości, a ty jesteś pod ręką! — Zaczął się wspinać na kurhan. — Poczekaj — rzucił spiesznie Cha. — Ty pomożesz mi, a ja pomogę tobie. Conan przystanął. — A po co miałbym cię potrzebować? — zapytał podejrzliwie. — Bo jestem bardzo wielkim magiem, podczas gdy ty zwyczajnym wojownikiem. Tam w górze — wskazał w kierunku jarzącej się grani Be Morgh — jest wielka magia. Zła Magia. A do walki z magią nie starczy miecz. — Z tego, co powiedziałeś wynika — warknął Conan — że potrzebujemy czegoś lepszego od twoich zafajdanych amuletów. — Nie lękaj się — powiedział Khitajczyk, błyskając zębami w ponurym uśmiechu. — Moja magia jest potężna. Domyślasz się, jak tu przybyłem? — Właśnie miałem zamiar o to zapytać. — Conan pokręcił głową. — Chulainnie, tego żebraka widziałem ostatnio w Khorshemish. To miasto leży o wiele tygodni drogi na Południe, a jednak on przybył tu przede mną. Jak to zrobiłeś, wróżbito? — Bardzo prosto. — Khitajczyk zsunął się z kurhanu i poprawił łachmany na chudym grzbiecie. — Przyleciałem na smoku. A wy jak chcecie się dostać na szczyt? Cymmerianom odjęło mowę ze zdumienia. Bez słowa ruszyli u boku obszarpanego khitajskiego czarownika. Na Polu Naczelników, pogrążonym w ciszy i rozjaśnionym pierwszym, szarym światłem świtu, nie było żywej duszy. Nikt tu nie mieszkał i nikt nie wypasał bydła czy owiec wśród niesamowitych, osobliwie rzeźbionych kamieni. Były one tak obrośnięte mchem, że trzeba było stać między nimi przez dłuższą chwilę, nim w końcu zauważyłoby się wykute na ich powierzchni geometryczne wzory. Jedynie uczony podróżnik poznałby, iż ta geometria różni się od tej, jakiej nauczają mędrcy Aquilonii i Nemedii. Cymmerianie nie mieli pojęcia o matematyce i nigdy nie zwrócili uwagi na tę osobliwość. Kamienie zaścielały niewielką równię pod szczytem i tworzyły dziwne, przygarbione formy. Pośrodku pola wznosił się Stojący Kamień. Była to ostra, czarna skała, osobliwa w tych górach. Jej powierzchnia była nierówna i pożłobiona, ale nie porastał jej mech. Zgodnie z odwieczną legendą kamień ów był pociskiem użytym w czasie wojny pomiędzy Gromem i Ymirem. Ymir, bóg Nordheimu, wyzwał Croma na pojedynek o władzę nad krainami Północy. Jako władca burz i lodowych gigantów wysłał okrutny, mroźny wicher, który powalił tysiące sług Croma. Kiedy myślał, że Crom został wystarczająco osłabiony, wraz z gigantami ruszył do Cymmerii. Lecz niepokonany Crom wyrwał wielki głaz ze szczytu w Hyperborei, rozgrzany do czerwoności przez żar panujący we wnętrzu tej góry. Głaz przeleciał wiele mil w powietrzu i spadł tuż przed czołem zbliżającej się armii, tak blisko, że osmalił Ymirowi brodę. Ten widząc, że siły Croma nie zostały nadwerężone, zawrócił do domu. Po tym wydarzeniu Crom dał Cymmerianom charakterystyczną dla nich od tej pory, nadzwyczajną wytrzymałość na skrajny ziąb i gorąco