ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Czasem nawet proszą mnie o pomoc, o podtrzymanie pacjenta przy zakładaniu kroplówki albo podczas słania łóżka. Pomagam też karmić chorych. Wczesnym rankiem piątej doby budzi mnie, jak zwykle, podzwanianie szkła i metalu - dominujące odgłosy szpitala. Przez okno sączy się bladoszare światło. Wsłuchuję się w poranny ruch uliczny, ruch ludzi spieszących do pracy. Zwykle o tej porze nachodzą mnie najbardziej depresyjne myśli. Leżę w łóżku, na wpół przytomny, w stanie zawieszenia. Zerkam na Tatę. Ma szeroko otwarte oczy i patrzy prosto na mnie! Naprawdę patrzy na mnie, nie na moją sylwetkę, nie poprzez mnie, nie gdzieś obok! Patrzy mi w oczy! Ześlizguję się z łóżka po jego stronie i podchodzę ostrożnie. Z początku przychodzi mi na myśl, że pewnie umarł w nocy, ale te oczy żyją, wędrują za mną, ogniskują się na mnie. Zbliżam się do krawędzi łóżka. Usta Taty otwierają się dwukrotnie, suche, wyblakłe wargi, jak z papieru. A jednak Tato wydobywa z nich głos, cienki, wysoki, prawie falset: - Gdzie ja jestem, Johnny? Nie wierzę własnym uszom. Tato cały czas patrzy mi w oczy i czeka na odpowiedź. - Jesteś w szpitalu, Tato, jesteś chory. Kiwa głową, powoli. Mierzy łóżko wzrokiem i uśmiecha się. - Tyle to sam widzę, Johnny. Ale co ty tu robisz? Ty też jesteś chory? W jego głosie jest coś czystego, młodzieńczego. Wyciągam rękę i kładę mu dłoń na głowie. - Spokojnie, Tato, nie forsuj się. Jest coraz lepiej. Unosi jedną rękę, prawą, przebarwioną ukłuciami kroplówki i śladami po plastrach. Jego ręka jest taka chuda, że mięśnie przypominają liny oplatające kości tuż pod skórą. - Zdaje się, że nie wyglądam jak okaz zdrowia, Johnny. A co się w ogóle stało? Trzęsienie ziemi, kraksa samochodowa, czy co? Nie wiem, co mu powiedzieć, ile wyjaśnić. W tym właśnie momencie wchodzi pielęgniarka z rannej zmiany. Znowu ta ruda. Tato patrzy na nią i uśmiecha się. Pielęgniarka robi wielkie oczy, doznaje takiego szoku jak ja, ale zaraz się opanowuje. - Dzień dobry, panie Tremont. Jak się pan dzisiaj czuje? Tato przenosi wzrok na mnie. - Jaka ładna, co Johnny? Zawsze chciałem mieć rudą córkę: leworęczną, jak twoja matka, i rudą. Pielęgniarka patrzy na mnie, nic nie rozumie. Trudno sobie wyobrazić bardziej drastyczny przeskok ze śmierci w życie. - Siostro, należałoby chyba wezwać doktora Chada. Tato zamyka oczy. Boję się, że był to tylko chwilowy przebłysk przytomności umysłu przed ostatecznym, nieodwracalnym zejściem w śmierć, ale nie chcę interweniować. Przysuwam swoje krzesło do łóżka. Tak trwamy, kiedy wchodzi Chad. Tato jednak nie spał, bo otwiera oczy na gwałtowne wtargnięcie lekarza i siostry do pokoju. Patrzy na Chada z uśmiechem. - Mój Boże, toż to istny zastęp cherubinów! Chad patrzy na mnie oczami jak spodki. - Tak się obudził, doktorze. Co pan sądzi? Chad mierzy Tacie puls, wkłada mu termometr do ust. Tato nie spuszcza z niego oka; w jego oczach, wokół ust, igra drżący uśmieszek. Chad mierzy ciśnienie i patrzy na mnie. - Sto dwadzieścia na siedemdziesiąt pięć. Sprawdza termometr. - Nie ma gorączki. Witam, panie Tremont, jak się pan czuje? - Sam nie wiem. A jak powinienem się czuć? Powiedziałbym, że czuję się piekielnie zmęczony. Chad pochyla się do przodu, uważnie zagląda Tacie w oczy, dotyka skóry. Patrzy pod łóżko na butlę cewnika. - No cóż, panie Tremont, był pan bardzo chory, ale teraz wygląda na to, że wszystko jest jak najlepiej. Co możemy zrobić dla pańskiej wygody? Tato patrzy po sobie wzdłuż łóżka. - Może na początek usunąłby pan trochę tych rurek i kabli, a potem... Mógłbym dostać coś do jedzenia? Jestem głodny. Unosi zwiotczałe ręce