Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Czy ja śnię? spytał Owyn. W pewnym sensie tak. Ale pospiesz się, bo kroczysz niebezpieczną ścieżką. O co chciałbyś zapytać Wyrocznię Aal? I Dałem się wciągnąć w wir wydarzeń, których nie rozu- i miem, ale czuję, że nie powinienem opuszczać towarzyszy, Czy I to mądre? Na końcu wędrówki nie będziesz tym, który ją zaczął, nie 116 wrócisz nawet tą samą drogą. Przed tobą dni pełne przeciwieństw i trudności, podczas których będziesz myślał, że znaczysz mniej niż w istocie. A czy mogę zaufać moredhelowi Gorathowi? On jest kimś większym, niż kiedykolwiek ośmielił się mniemać. Ufaj mu, choćby sam sobie przestał ufać. Stanie się obrońcą wielkiej sprawy i będzie walczył nawet za tych, którzy go przeklną i nigdy nie dowiedzą się o jego wielkości. I nagle Owyn poczuł, że załamują się pod nim kolana. W tej samej jednak chwili pochwyciły go silne dłonie, które nie pozwoliły mu runąć w mrok. W następnym ułamku sekundy mrugał, stojąc na polance przed posągiem smoka. Dobrze się czujesz? spytał Gorath. Dotknąłeś ka mienia i wyglądało na to, że zemdlejesz... Trafiłem do innego miejsca odpowiedział młody adept magii. Jak długo mnie tu nie było? Jak to, jak długo? zdumiał się moredhel. Nigdzie stąd nie odchodziłeś. Dotknąłeś kamienia, lekko się zachwiałeś i złapałem cię za ramię. Mnie się wydawało, że trwało to znacznie dłużej odpowiedział Owyn. Niekiedy tak właśnie się dzieje odezwał się James, który też dotknął kamienia. Przez chwilę stał bez ruchu, a potem oderwał dłoń od powierzchni posągu. O tym, kto będzie rozmawiał z Wyrocznią, decyduje ona sama. Co ci powiedziała? Owyn spojrzał na Jamesa i Goratha. Rzekła mi, że powinienem wam zaufać. A czy powiedziała coś... szczególnego? Zadając py tanie, James chwycił Owyna za ramię. Nie, choć przepowiedziała, że najbliższe dni będą bardzo trudne. Gorath parsknął pogardliwie. Mogłem ci rzec to samo za darmo! Wróćmy do opactwa i sprawdźmy, czy sprowadzono już dla nas konie zaproponował James. Tak czy owak, przed nami szmat drogi... 117 A dokąd zmierzamy? spytał Owyn. Do Saladoru? Nie... pojedziemy traktem na Silden. Choć panuje na nim mniejszy ruch i jest bardziej niebezpieczny, idę o zakład, że ktokolwiek nas szuka, wciąż jeszcze węszy wokół pałacu w Kron- dorze i czeka, aż wysuniemy zeń nosy. Przy odrobinie szczęścia zanim nasi wrogowie się zorientują, że nie masz nas w Krondo- rze, my już będziemy w pobliżu Romney. Owyn kiwnął głową, a gdy wszyscy ruszyli z powrotem do niegdysiejszej gospody będącej siedzibą opactwa Ishap, obejrzał się przez ramię na polankę, gdzie spoczywał posąg smoka. Podczas spotkania z Wyrocznią zdarzyło się coś, o czym nie powiedział towarzyszom: wyczuł, że Wyrocznia się Czegoś boi. Rozdział 6 PODRÓŻ Opat pomachał dłonią na powitanie. Kiedy zeszli ścieżką od smoczego posągu do przekształconej w klasztor oberży, przekonali się, że opat już na nich czeka. Zanim wyjedziesz, Jamesie, zajrzyj do miasta powie dział. A po co? spytał James, wypatrując w zachowaniu opata jakichś oznak niepokoju. Bo mniej więcej pięć minut po tym, jak znikliście na ścieżce, przemknęła tędy kolumna jeźdźców, kierując się do miasteczka. James zmrużył oczy i spojrzał ku miastu, usiłując dostrzec jeźdźców. Musiało być w nich coś, co zwróciło twoją uwagę, bo inaczej nie wspomniałbyś o nich. Co to takiego? Nosili barwy Króla. I, o ile dobrze pamiętam moją zło- 118 dziejską przeszłość w Krondorze, na ich czele jechał stary Guy du Bas-Tyra. Aaa... w takim razie istotnie musimy się dowiedzieć, w czym rzecz stwierdził James. Wezwawszy Goratha i Owy- na skinieniem dłoni, ruszył ku miasteczku. Graves, niedługo wrócimy. Opat machnął dłonią na pożegnanie i odwrócił się ku zabudowaniom opactwa. Wędrowcy szybko dotarli do miasteczka i minąwszy główną ulicę, weszli na ryneczek. Znaleźli się tam w samą porę, by zobaczyć, jak drużyna jeźdźców w pełnej obsadzie zsiada z koni przed oberżą, której godłem był wymalowany na zielonym polu biały szachowy hetman. Żołnierze nosili barwy przybocznej gwardii królewskiej mieli więc czarne wysokie buty i takież spodnie oraz szare kurtki z godłem domu królewskiego, szkarłatnym lwem stojącym na tylnych łapach, mającym nad głową złotą koronę i trzymającym miecz w prawej łapie. Lew był wyhaftowany na białym polu otoczonym kręgiem czerwieni. Purpura wokół godła i czerwone mankiety kurtek wskazywały na przynależność do pałacowej gwardii. Do jej najważniejszych obowiązków należała ochrona członków domu panującego. Dwaj gwardziści stali już przed drzwiami. Przyjacielu, spokojnie... odezwał się jeden z nich. Izbę ogólną zajął Diuk Rillanonu i nikt do niej nie wejdzie bez jego zezwolenia... chyba że Diuk wyjedzie. Zechciejcie wejść do środka, panie żołnierzu, i powiedz cie Diukowi, że pragnie się z nim widzieć książęcy giermek, James z Krondoru