ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

W końcu drzwi się otworzyły i weszli do środka. Przestronna sala była kiedyś osobistym pokojem pani domu, ale kiedy trzydzieści lat temu żona sir Francisa zmarła przy porodzie, ten przekształcił pomieszczenie w coś w rodzaju muzeum. Drżące płomienie świec na świeczniku, który Joshua przyniósł z sypialni wuja, oświetlały smutny stan tego pokoju. W oknach wisiały postrzępione, jasnoniebieskie draperie. Po plamiona chińska tapeta odchodziła od ścian. Skomplikowaną sztukaterię na suficie pokrywały pajęczyny. Zapach smaru do broni mieszał się z wonią stęchlizny i zaniedbania. Tylko gabloty na broń były stosunkowo czyste i niepokryte kurzem. Ulegając prośbom wuja, Annę co tydzień spędzała pół dnia, by razem z nim utrzymać kolekcję w porządku. Jedynie przez ostatnie tygodnie zaniedbała ten obowiązek. Joshua wolno omiótł spojrzeniem cały zbiór. Jego obojętna mina nie zdradzała żadnych uczuć. Annę zastanawiała się, co czuje, widząc tyle śmiercionośnych narzędzi naraz. - Spójrz tylko na ten egzemplarz o czterech lufach. - Sir Francis ochoczo otworzył gablotę. - Pochodzi z Niemiec, z piętnastego wieku. Można z niego wystrzelić dwadzieścia dziewięć razy bez ponownego ładowania. - Chyba że najpierw wybuchnie strzelcowi prosto w twarz - rzuciła Annę. Uniosła świecznik, żeby lepiej oświetlić broń. - To jedna z niewielu zachowanych sztuk. - A więc znasz tu każdy eksponat - stwierdził Joshua. - Czy zna? - odrzekł wuj, zanim zdążyła się odezwać. - Potrafi każdy z nich rozłożyć i złożyć nawet z zawiązanymi oczami. Począwszy od tamtej staromodnej dubeltówki, a skończywszy na tym nowym karabinie Bakera. - Pańska siostrzenica to niezwykła kobieta - odparł Joshua. - Strzela znakomicie, więc lepiej dobrze się zachowuj - powiedział sir Francis, parskając śmiechem. - Czasem pożyczam jej coś z mojej kolekcji, jeśli chce poćwiczyć strzelanie do celu. Nawet w ubiegły piątek zwróciła mi francuski zestaw do pojedynku, a wzięła włoski pistolecik. Jest taki mały, że zmieści się w kieszeni. Joshua spojrzał na nią zmrużonymi oczami. - W piątek, powiada pan. Pewnie wstąpiła tu w drodze do biblioteki. Annę unikała jego wzroku. Żeby zmienić temat, położyła wujowi dłoń na rękawie surduta, który wyszedł z mody mniej więcej czterdzieści lat temu. - Zdaje się, że lorda Joshuę interesują muszkiety skałkowe. - Muszkiety? Kiedyś sam używałem takiej broni. Ten tutaj należał do mojego dziadka. Sir Francis zaprowadził ich do gabloty w rogu sali. Annę podążyła za nim ze świecznikiem w dłoni. Starzec wyjął zza szkła kilka sztuk i pokazywał szczegóły. - Czy mogę je obejrzeć w lepszym świetle? - spytał Joshua. Wuj skinął głową, więc otworzył okiennice i w dziennym świetle obejrzał jeden z muszkietów. Annę przyniosła kolejny, zajrzała w lufę i dokładnie obejrzała zamek. - Mój jest czysty - szepnęła. - A twój? - Też. Obejrzeli pozostałe muszkiety, ale nie zauważyli nic podejrzanego. Annę nie wiedziała, czy się martwić tym, czy cieszyć. - Te muszkiety są w doskonałym stanie, wuju - zauważyła. Czyściłeś je ostatnio? Sir Francis potrząsnął głową. - Zajmowałem się pistoletami bębenkowymi. Spójrz na ten, Kenyon. Pochodzi z Austrii i ma kolbę wykładaną macicą perłową i jelenim rogiem. Joshua posłusznie obejrzał broń. Pozornie niedbałym tonem spytał: - Kto jeszcze, oprócz was dwojga, ma dostęp do tej kolekcji? - Nikt, nawet Grafstone nie ma tu wstępu. A już na pewno nie mój żałosny synalek. - Sir Francis najeżył się groźnie. - Czy ci mówiłem, Annę, że nakryłem nicponia, jak tu węszył? Anne i Joshua wymienili znaczące spojrzenia. - Kiedy? - spytała. - Dawno to było? - Bo jeśli tego samego ranka, kiedy odbył się pojedynek, to... Wuj jednak rozwiał nadzieję na szybkie rozwikłanie zagadki. - Wczoraj. Ten nicpoń miał czelność powiedzieć, że chce sprzedać kolekcję za okrągłą sumkę i przejąć, co mu się należy jako spadek. - Sir Francis odsłonił żółte zęby w zgryźliwym uśmiechu. - Zagroziłem mu, że naszpikuję mu spodnie śrutem, jeśli go jeszcze kiedyś tu przyłapię. Wkrótce Grafstone przyniósł herbatę i wszyscy przeszli pokoju wuja. Był równie mroczny i dawno nie odnawiany jak reszta domu, ale pani Grafstone przynajmniej utrzymywała go w porządku. Zamknięte okiennice nie wpuszczały do środka światła dziennego. Pili herbatę, siedząc na ponadgryzanych przez korniki krzesłach, które Annę przyniosła tu kiedyś ze strychu. Kiedy uszczęśliwiony wuj jadł ciasto, ona czytała głośno rozdział z „Podróży Guliwera", Joshua przechadzał się po pokoju. Zatrzymał się przy kominku i przyjrzał się brokatowej taśmie od dzwonka. Przysunął sobie krzesło, stanął na nim i przez chwilę manipulował przy mechanizmie pod sufitem. Annę z trudem skupiała uwagę na stronach powieści. Co chwila ukradkiem na niego zerkała, podziwiając długie nogi i muskularne ramiona. Wydawał jej się uosobieniem męskiej urody. Serce trzepotało się w jej piersi, jakby była głupiutkim podlotkiem. W końcu Josh kilka razy pociągnął za taśmę, zszedł z krzesła i znów zaczął krążyć po pokoju