ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Pitt słuchał go jednym uchem, wpatrując się w monitory, na których pojawiło się z początku niewyraźne, ale z każdą chwilą bliższe dno, gdy rozpęd statku posuwał ich do przodu. Obraz był wyraźny, gdyż wodę rozświetlały promienie słoneczne przekształcone przy zetknięciu z wodą w cienkie słupy złocistego światła przesuwające się niczym sceniczne reflektory. W obiektywach kamer pojawiły się podmorskie rośliny i wielobarwne, tropikalne ryby. Boland był tymczasem przy stanowisku magnetometru. - Kiedy będziemy nad jednym wrakiem, chcę mieć namiar na najbliższy, który jest w prostej linii - polecił operatorowi i zwrócił się do Stanleya: - Proszę skontaktować się z maszynownią i powiedzieć porucznikowi Harperowi, że ma iść małą naprzód najwolniej jak potrafi. Napięcie w kabinie wzrastało z każdą chwilą. Minęły dwie minuty od dostrzeżenia dna, zdające się ludziom dwoma godzinami, i nadal nic nie było widać; nic z tego, na co czekali. Dno wraz z morską florą i fauną było doskonale widoczne. Powinno być gołe i pozbawione życia, które tymczasem kwitło tu w najlepsze. Nie było śladu podłoża koralowego, z którego dno powinno się składać. Zamiast korali był piasek i skały ciągle zmieniające swoją konfigurację. Przypominało to podziwianie orientalnego ogrodu zatopionego pod powierzchnią morza i nadal bujnie się rozwijającego. - Wrak na kursie - powiedział beznamiętnie długowłosy młodzieniec obsługujący sonar. - Przygotować sondaż komputerowy - polecił Boland. - Chcę wiedzieć, który to. Jeśli te cuda są tak dobre, jak mówią, to z danymi, które mają w pamięci i z taką jakością obrazu, jaką tu mamy, powinno udać się wyrwać morzu trochę tajemnic. - Jest! - ucieszył się Stanley. Wszyscy, którzy mogli, przywarli wzrokiem do ekranów, na których ukazały się pozostałości statku, potrzaskane i porośnięte grubą warstwą podmorskiej roślinności. Jednostka miała dwa maszty - na dziobie i na rufie - które teraz groteskowo i bezradnie sterczały pod dziwacznymi kątami. Pojedynczy, pordzewiały komin był nie tknięty przez morskie życie. Pokład usłany był skręconymi i trudnymi do rozpoznania kawałkami metalu. Przez jeden z wybitych bulajów wypłynęło długie, zielonkawe ciało mureny kłapiącej złowróżbnie paszczą. Po chwili ryba zniknęła w jakimś zakamarku. - Jezu, to bydlę miało z dziesięć stóp! - westchnął Boland. - Raczej osiem, biorąc pod uwagę powiększenie tworzone przez obiektyw - odparł Pitt. - Może mam halucynacje - stwierdził samokrytycznie Stanley - ale w ładowni widzę resztki traktora! Nagle rozległo się przenikliwe brzęczenie drukarki. Papier z wydrukiem zaczął składać się w koszyku. Gdy hałas ucichł, Boland wyrwał zapisaną kartkę i przeczytał na głos: - Jednostka klasy Liberty, nazwa “Oceanie Star”, nośność pięć tysięcy sto trzydzieści pięć ton, ładunek: guma, maszyny rolnicze, uznana za zaginioną czternastego czerwca tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego roku. Operatorzy spoglądali na niego w zupełnej ciszy, której nikt nie śmiał przerwać. Wiedzieli, co to oznacza: odnaleźli pierwszą ofiarę hawajskiego wiru. Pierwszy ocknął się Boland i sięgnął po mikrofon. - Radio, tu kapitan. Na częstotliwości handlowej wysłać wiadomość numer szesnaście. Natychmiast! - Nie sądzisz, że to trochę za wcześnie? - spytał Pitt. - To jeszcze nie “Starbuck”. - Zgadza się, ale chcę, żeby stary znał naszą dokładną pozycję i wiedział, że coś tu jest. Ot, tak na wszelki wypadek. - Spodziewasz się kłopotów? - Można by to tak określić. Nie lubię niepotrzebnie ryzykować. - Następny kontakt, namiar dwieście osiemdziesiąt stopni - oświadczył spokojnie operator sonaru. Wrócili do ekranów, ale tym razem i napięcie, i emocje były znacznie mniejsze. Po chwili ukazał się kadłub kolejnej ofiary - był to tankowiec zaryty dziobem w dnie, z wysoko uniesioną rufą. Kamery ukazały masywny, owalny komin i wysoką nadbudówkę usytuowaną na rufie. Reszta pokładu pokryta była plątaniną obrośniętych rur, zaworów i wentylatorów. Nawet linki odciągowe masztu pokrywały rozmaite formy życia. Pomiędzy nimi przemykały ławice różnobarwnych, egzotycznych ryb. Drukarka ponownie ożyła. - Japoński tankowiec “Ishiyo Mam” - rozległ się chwilę później głos Bolanda. - Osiem tysięcy sto sześć ton, zaginiony z całą załogą czternastego września tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego czwartego roku. - Zaczynam się czuć jak hiena cmentarna - mruknął Stanley. W ciągu następnej godziny odkryto sześć kolejnych wraków - cztery frachtowce, duży szkuner i trawler oceaniczny. Napięcie wzrastało z każdym odnalezionym i zidentyfikowanym statkiem - ludzie czuli się jak uczestnicy jakiegoś niesamowitego koszmaru. Gdy nadeszło najważniejsze odkrycie, to, na które podświadomie każdy się przygotowywał, byli zaskoczeni. Operator sonaru nagle drgnął, poprawił słuchawki i wpatrzył się w ekran. - Mam kontakt z okrętem podwodnym, namiar sto dziewięćdziesiąt stopni - oznajmił po chwili nieco drżącym głosem. - Jesteś pewien? - spytał z naciskiem Boland. - Mogę się założyć o następną wypłatę, sir. Wykrywałem już na tym sprzęcie okręty podwodne, nie może być mowy o pomyłce. - Mostek! - Boland ponownie miał w dłoni mikrofon. - Na mój sygnał maszyny stop i rzucać kotwicę. Jasne? - Aye, aye, sir - szczeknął głośnik. - Jaka głębokość? - zapytał Pitt. - Sto osiemdziesiąt stóp, sir. Pitt i Boland wymienili spojrzenia, rozumiejąc się bez słów. - Jeszcze jedna zagadka, co? - spytał cicho Dirk. - Właśnie - zgodził się komandor. - Jeśli wiadomość była fałszywa, to dlaczego podano prawdziwą głębokość? - Nasz geniusz doszedł widać do wniosku, że nikt nie uwierzy w taki odczyt, przepływając w pobliżu. Widzę tę głębokość na własne oczy, spodziewałem się jej, a mimo to nadal w nią nie wierzę. - Mamy go już na ekranach - przerwał im Stanley. - To..