They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. - A je¿eli ta chwalebna chêæ uczonego bêdzie zagra¿a³a ¿yciu wszystkich uczestników ekspedycji? - A wiêc tego siê boicie? Znakomicie! Ja zostanê tutaj z niezbêdn± aparatur±, pan wyprowadzi „Wichra” na jak±kolwiek odleg³± orbitê, a potem wrócicie i za³adujecie mnie i moj± kolekcjê. - Albo trupa uczonego. - Niewykluczony jest i taki wariant. Potwierdzi on wasz± racjê. - Ale one mog± po nieudanym eksperymencie unicestwiæ przy l±dowaniu i „Wichra”, s³usznie obawiaj±c siê kontynuacji podobnych eksperymentów. - Dobrze, bêdziemy utrzymywaæ ³±czno¶æ radiow±. Je¿eli po eksperymencie nie odezwê siê, wyprowad¼cie „Wichra” w drogê powrotn± bez l±dowania. - Jak ciê przekonaæ, Loor? - Nie przekonacie mnie. - Ale¿ to szaleñstwo! - Pan jest szaleñcem. Pan i Veil. Szaleñcy i tchórze. - Opamiêtaj siê, Loor! - Szaleñcy, powtarzam. Stracili¶cie kontrolê nad w³asnymi wra¿eniami, nie widzicie ró¿nicy pomiêdzy otaczaj±cym was realnym ¶wiatem a mira¿ami, które sami wymy¶lili¶cie... - Do¶æ! Jako kapitan zabraniam ci! To rozkaz... - Mo¿e mi pan kazaæ zamilkn±æ, ale na Ziemi pan odpowie za to. I za lekcewa¿enie nauki. - Gdyby¶my byli w dwójkê z tob±, Loor - g³os kapitana robi siê ochryp³y ze wzruszenia - zezwoli³bym ci na powtórzenie eksperymentu. Tacy ludzie jak ty i Sherry nie ogl±daj± siê na nic. Nauka na³o¿y³a wam na oczy koñskie okulary. Ale ryzykowaæ jeszcze ¿yciem Veil nie mogê i nie bêdê. - Wymówka, kapitanie. - Zrozum, Loor - cicho mówi Veil - przy takim postawieniu zagadnienia, przy takiej argumentacji obu stron - mam na my¶li ciebie i nas z kapitanem - ja tak¿e posz³abym na ryzyko powtórnego eksperymentu, chocia¿ by³oby mi bardzo straszno, nie o siebie oczywi¶cie, o ciebie... Ale jest jeszcze jeden aspekt naszego sporu: oni... My nie wiemy, co znaczy dla nich oddzielenie czy nawet unicestwienie kilku wa¿ek. Byæ mo¿e, to tak¿e zag³ada rozumnych istot. - Je¿eli jest tak, jak mówisz, oni powinni przerwaæ próby kontaktu... Innymi s³owy, wa¿ki dzi¶ wieczorem nie pojawi± siê. - Niez³a my¶l - kapitan unosi g³owê. - To mo¿e rozwi±zaæ spór. Je¶li mamy do czynienia z rozumnymi si³ami, a ja w to prawie nie w±tpiê, i je¶li eksperyment Loora jest niebezpieczny dla nich, one nie przylec± dzisiaj. W ogóle nie pojawi± siê wiêcej, póki „Wicher” pozostaje tutaj. Kto wie - byæ mo¿e, ich pojawienie siê nale¿y wi±zaæ w³a¶nie z nasz± obecno¶ci±? Byæ mo¿e wszystko, co widzimy doko³a - to tylko mira¿, sta³e z³udzenie wzrokowe, wywo³ane przez nie znane nam si³y. A wa¿ki - to tylko czê¶æ tego urojenia. Przecie¿ wtedy, tego wieczoru, dzieñ czy dwa dni temu, powiedzia³em wam nieprawdê... Pamiêtacie, pos³a³em was, by¶cie w³o¿yli he³my, a sam zszed³em na dó³. Zszed³em dlatego, ¿e us³ysza³em co¶... Byæ mo¿e, by³a to melodia, o której opowiada³a Veil. Nie wiem. One wtedy nie pbgr±¿y³y siê w wodzie. Po prostu rozp³ynê³y siê w powietrzu wraz z cichn±c± melodi±. Zawo³a³em was, ¿eby opowiedzieæ o tym, tam, na miejscu, gdzie to wszystko siê zdarzy³o, i nie odwa¿y³em siê... Ja te¿ pomy¶la³em wtedy o halucynacji... Chcia³em sprawdziæ... - Doprawdy ¼le, ¿e nie opowiedzia³ pan o tym od razu - szepnê³a Veil. - Doprawdy... Wiêc Loor, je¶li jeszcze nalegasz, mo¿esz powtórzyæ swój eksperyment. Ale spiesz siê, s³oñce ju¿ nisko. Loor uwa¿nie spojrza³ na kapitana: - S±dzi pan, ¿e ich nie bêdzie? - My¶lê, ¿e nie. - Je¶li tak, stracili¶my jedyn± okazjê... - Ale prawdopodobnie zyskali¶my co¶ innego. - Co mianowicie? - Przysz³o¶æ poka¿e. Wa¿ki nie pojawi³y siê. I niezwyk³a muzyka nie zabrzmia³a ju¿ wiêcej w nocnej ciszy. Pró¿no Veil i jej towarzysze wytê¿ali s³uch... Rano okaza³o siê, ¿e zwiêd³y kwiaty i trawy, rzeki sta³y siê p³ytkie, i tylko zimny, porywisty wiatr goni³ chmury k³uj±cego piasku. Kapitan poczeka³ jeszcze kilka dni. Z ka¿dym dniem okolica przybiera³a coraz bardziej dziki wygl±d, i gdy „Wicher”, wzbijaj±c tumany piasku i py³u, wzniós³ siê nad równinami, w dole, jak wzrokiem siêgn±æ, rozpo¶ciera³a siê martwa pustynia. - To wszystko bardzo przypomina zmiany pór roku - powiedzia³ Loor obserwuj±c przez wizjer nikn±c± planetê. - To wszystko bardzo przypomina klêskê - wymrucza³ kapitan - zdaje siê, ¿e stracili wszystkie zainteresowania nami wcze¶niej, ni¿ my zd±¿yli¶my cokolwiek zrozumieæ. Veil nic nie mówi³a; my¶la³a o dalekiej Ziemi - maleñkiej cz±steczce bezgranicznego ¶wiata, i o ludzkim rozumie - maleñkiej iskierce jakiego¶ gigantycznego, zagadkowego ogniska... Przet³umaczy³ Jerzy Kaczmarek PAWE£ WE¯INOW B³êkitne motyle i. ¦ni³o mu siê zielone niebo, po którym wolno wêdrowa³y pierzaste ob³oki nad nie koñcz±c± siê równin±. ¦ni³y mu siê urwiste ska³y, a po¶ród nich b³yszcz±ce, jak b³êkitne oko, jezioro górskie. ¦ni³y mu siê czerwone dachy, widoczne spod ciemnozielonych ga³êzi sosen, i wyra¼nie czu³ s³odkawy zapach ¿ywicy. - Pora wstawaæ, Alek! - Tak, mamo - powiedzia³ cicho. Jaka¶ nie¶mia³a tkliwo¶æ, delikatna jak dotyk rêki, ukoi³a jego serce. Teraz unosi³ siê jak ob³ok nad stepem, widzia³ pstre grzbiety antylop i zdawa³o mu siê, ¿e p³yn± przez gêst± trawê. Raptownie otworzy³ oczy - pochyla³a siê nad nim ¿elazna twarz Diraka. - Jeste¶my u celu? - spyta³. - Tak, Alek - powiedzia³ robot. - Pora wstawaæ. Cz³owiek ledwie zauwa¿alnie westchn±³. Rozejrza³ siê i nagle powróci³a mu ¶wiadomo¶æ. Wiedzia³ ju¿, ¿e znajduje siê w komorze dla rekonwalescentów, ¿e leci „Neptunem” i ¿e Ziemia, o której ¶ni³, jest odleg³a od nich szesna¶cie lat ¶wietlnych. Ale w ka¿dym z owych dni, które up³ynê³y, w ka¿dym momencie wêdrówki tym zagubionym w chaosie py³kiem Alek czu³ Ziemiê w sobie, czu³ j± w ka¿dej ze swoich komórek. - Wspomina³e¶ matkê, Alek. Nie wiedzia³em, ¿e mia³e¶ matkê - powiedzia³ robot. Serce mu siê ¶cisnê³o. Ten dziwaczny twór Bagrationowa, o twarzy „My¶liciela” Rodina, mówi³ najbardziej okrutnym ze wszystkich jêzyków - bezb³êdnym, konkretnym jêzykiem maszyny. Tak, kiedy¶ mia³ matkê. Dawno, dawno temu! Szesna¶cie lat, które statek kosmiczny nieub³aganie rozci±ga³ w czasie, ju¿ od dawna po³o¿y³y kres ¿yciu najdro¿szych mu ludzi, tych, którzy zostali na Ziemi. - Tak, mia³em - powiedzia³ cicho. - A dlaczego nie przysz³a na kosmodrom, kiedy opuszcza³e¶ Ziemiê? - To by³o dla niej za trudne, Dirak. Za trudne dla jej zwyk³ego matczynego serca. - Tak, rozumiem - powiedzia³ robot. Ale nie rozumia³, Dirak nigdy nie bêdzie w stanie tego zrozumieæ. - A jednak wiele osób was odprowadza³o - znów odezwa³ siê Dirak