Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Ale ostatnimi czasy zaszła w nim zmiana. Teraz to on był wśród pierwszych, którzy zrywali się na dźwięk syreny. Pytany, czy nic mu nie jest, odpowiadał, że bezpieczny czuje się tylko w powietrzu. Każdy miał w zanadrzu jakąś anegdotę o stalowych nerwach Frantiśka w walce. Stanley Vincent wspominał, jak podczas któregoś z lotów dostrzegł, że Czech nic sobie nie robi z siedzącego mu na ogonie messerschmitta. Po powrocie do Northolt udzielił Józefowi reprymendy Nie wolno ignorować myśliwca, który siedzi ci na ogonie!" - skarcił go. On nie mógł do mnie strzelać - odparł Frantiśek. - Byłem za blisko bombowca". Wyjaśnił, że zabił tylnego strzelca i atakował bombowiec, wykorzystując go jednocześnie jako osłonę. Gdyby ten z messerschmitta otworzył ogień, trafiłby również w dorniera. Frantiśek był śmiały i sympatyczny. Pod dość surową twarzą o męskich 155 rysach, wysokim czole, wydatnych policzkach, silnych łukach brwi i cienkich ustach, których nigdy nie ożywiał uśmiech, krył się chłopięcy duch. Szybko dostrzeżono jego wesołość, entuzjazm i łatwość, z jaką się dziwił. W jednym z raportów z walki opisał, jak wyskoczył z trafionego hurricane'a na spadochronie i wylądował na polu kapusty. Miejscowy policjant zabrał go do Brighton, skąd, ze spadochronem pod pachą, wrócił pociągiem do Northolt. Na stacji dziewczęta dały mi czekolady, a ludzie robili zdjęcia - napisał. -Jestem bardzo wdzięczny, że wszyscy traktowali mnie tak życzliwie". 156 Mimo swojego uroku Frantisek potrafił drażnić. Była w nim pewna buta, przekora, z jaką przyjmował rozkazy. Bywał też czasem do tego stopnia zapalczywy i niedzisiejszy, że irytował nawet zapalczywych, niedzisiejszych Polaków. W wydanej podczas wojny książce o Dywizjonie Kościuszkowskim polski autor Arkady Fiedler napisał, że Frantisek właściwie wyrodził się ze wszystkich ludzi naszego wieku: miał bujność romantyka, żar średniowiecza i był jak wulkan wyrzucający lawę nie tam, dokąd ludzie przywykli". Od lipcowego dnia 1939 roku, w którym przyjechał do Dęblina, Frantisek sprzymierzył się z Polską nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Kiedy w Anglii pytano go o narodowość, odpowiadał niezmiennie: Jestem Polakiem". Dumny z przynależności do Dywizjonu Kościuszkowskiego, wielokrotnie odmawiał przejścia do jednostki czeskiej. Ale kiedy wzbijał się w powietrze, to latał tak, jakby był na niebie sam, w pojedynkę walcząc z adolfiakami". Raz po raz odłączał się od formacji, osłabiając obronność dywizjonu, i leciał nad wybrzeże. Tam zaczajał się na niemieckie samoloty wracające na kontynent. Podczas tych samotnych wycieczek nieraz zaliczał zestrzelenie, czasem nawet dwa lub trzy. Postawiło to jego przełożonych przed dylematem. Często złościł ich ten nawyk, nazywany metodą Frantiska", lecz nie mogli sobie pozwolić na utratę pilota, który ma takie sukcesy. Jego słabość do polowań w pojedynkę była niezwyciężoną chorobą, nieodpartym popędem - napisał Fiedler. - W grę wchodziła nie tylko ambicja pokonania jak największej ilości wrogów; tkwiło to głębiej, w samej strukturze duchowej Frantiska ... W powietrzu musiał wyżywać się sam, sam jeden. Tam nie uznawał towarzystwa, nie znosił skrępowania, zrywał więzy". Po jednym z takich wypadów Urbanowicz, któremu po zestrzeleniu Krasnodębskiego powierzono obowiązki polskiego dowódcy dywizjonu, przeprowadził z Frantiśkiem rozmowę. Czech tłumaczył się, że zobaczył skurczybyka z czarnymi krzyżami" i nie wytrzymał, ale Urbanowicz nie dał się przekonać. Zabronił mu opuszczać szyk bez pozwolenia. Dwa dni później Frantisek złamał ten rozkaz. Trzeba było coś z tym zrobić. Narażał życie kolegów i podkopywał karność dywizjonu. Co gorsza, jego metodę" zaczęli stosować inni piloci. Mimo że naśladowcy Frantiska z reguły wstrzymywali się z polowaniem samopas do zakończenia głównej akcji dywizjonu, to takie harcowanie łatwo mogło się wymknąć spod kontroli. Wreszcie Kellett i Urbanowicz znaleźli wyjście. Oświadczyli oficjalnie, że Czech jest gościem dywizjonu", dzięki czemu mogli zachować twarz, a on mógł robić to, co i tak by robił. Następnego dnia Frantisek - wreszcie wolny - sprzątnął trzy niemieckie maszyny