Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Dzięki ci, Miino! - rzekła sardonicznie Giyan, choć tylko ona widziała, jak Frawn do niej mrugnął. Ruszyli korytarzem, który Vornnowie specjalnie zwęzili i zaciemnili, by każdego można było obserwować przez niewidoczne wizjery z kryształu Vornnańskiego, osadzone w kamiennych ścianach. Światło było tak słabe, że widziało się na bardzo małą odległość. - Kurgan potrzebował lekcji pokory - odezwała się Giyan, jak by ani na chwilę nie przerwali rozmowy. - Jest zbyt zarozumiały. - Jest bystry. - W to nie wątpię. Dotarli do ciężkich drewnianych drzwi wzmocnionych metalowymi sztabami. Strzegł ich oddział Haaar-kyut wewnętrznego pierścienia. I znów Giyan musiała przejść procedurę identyfikacji poprzez okuuut. Annon zastanawiał się, czy ciężko jej było znosić tę rolę zwierzątka w długotrwałym eksperymencie. Czekał, przyglądając się z zaciekawieniem kundalańskim znakom i symbolom wyrzeźbionym na płycinach drzwi. Kiedyś zapytał Giyan, dlaczego żadne kundalańskie dzieło sztuki nie jest sygnowane. Odparła, że artyści i rzemieślnicy pracowali w służbie wielkiej bogini i dla własnej satysfakcji. - Powiedz, jak zniszczyłam jego bełt - odezwała się, przechodząc na kundalański. Znaleźli się w niewielkim trójściennym przedsionku wychodzącym na ośmiokątny dziedziniec. To niezwykle spokojne i urocze miejsce okalała loggia o dachu z zielonych jak morze dachówek, wspartym na rzeźbionych kolumnach z jaspisu ustawionych po pięć na każdym boku. Widoczne ponad dziedzińcem niebo barwy indygo zdawało się podkreślać zanikającą obecność Miiny. Delikatny wiaterek poruszał wonnymi oliwkami i rozmarynami, które kontrastowały z żywymi barwami szeregów gwiezdnych róż, ulubienic Eleusisa. Posadził je osobiście, w dniu swojej koronacji. - Nie zniszczyłaś go - uśmiechnął się Annon. - Nie. Ale wszyscy widzieli... - Widzieli to, co chciałaś. - Szybki jak bielak, wsunął palec za jej szarfę, znalazł węzeł i rozwiązał go. Kiedy wyplątywał ją z szarfy, bełt Kurgana uderzył o chłodną kamienną podłogę. - Wiedziałem! - Podniósł bełt, gwizdnął przeciągle i potrząsnął nim jak zdobyczą. - Schowałaś go, kiedy wszyscy wpatrywali się w złudzenie liany. - Znakomicie! - Giyan się uśmiechała. - Ale co z drzewem? Co się stało z raną od bełtu? Kiedy Annon zmarszczył brwi, ogromnie przypominał ojca. - Szczerze mówiąc, to mi zabiło klina. Roześmiała się i musnęła palcami jego żółtawą, stożkowatą czaszkę. - Rada jestem, że nadal potrafię zataić przed tobą jakieś detale. Podał jej bełt. - Nauczysz mnie, jak leczyć rany? - Mówimy o Osoru, kundalańskiej magii, Annonie - odparła bardzo poważnie. - To niebezpieczna wiedza dla Vornna. - Będę ostrożny! Przyrzekam! - Ciekawa jestem, co byś począł z taką wiedzą? - zapytała Giyan, kiedy szli loggią. Wewnętrzne ściany zdobiły cudownie delikatne kundalańskie freski przedstawiające początki Kundali. Widniała na nich Miina, unosząca się samotnie w kosmosie; wielka bogini, gromadząca kosmiczną materię, z której powołała Pięć Świętych Smoków; smoki tworzące wieczną mandalę: czubek płomienistego łukowatego języka przy czubku pokrytego łuskami ogona, uchwycone w tańcu tworzenia, kiedy powstawała, zgodnie z wolą Miiny, planeta Kundala. I scena, kiedy - zakończywszy tworzenie świata - smoki wykonały ostatni rozkaz bogini i jednym wspólnym tchnieniem stworzyły najświętszą, najcenniejszą dla Kundalan rzecz: Perłę. Dziwaczny był tylko fragment w prawym dolnym rogu. Albo go uszkodzono, albo zatarto w pierwszych dniach vornnańskiej okupacji. Tak czy owak, nie było wiadomo, co przedstawia. Annon powiódł wzrokiem po ledwie widocznych liniach na ścianie, dodał własne, wysnuł z wyobraźni wielkie, dzikie bestie ulegle reagujące na jego głos i dotyk. - Domyślasz się, co chcieli tutaj przedstawić? - zapytał, wskazując ów fragment. Giyan ledwo spojrzała. - Jesteśmy spóźnieni - odparła krótko. - Przecież musisz to wiedzieć. - Nie mamy czasu na jałowe dociekania. Twój ojciec pogniewa się na mnie, jeśli cię nie zaprowadzę wprost do niego. - Kiedy byłem młodszy, nie miałem wątpliwości, że namalowano tu bestie, które wszystkich odstraszały, ale mnie chroniły. Przez chwilę przyglądała mu się z zaciekawieniem. - Kiedyś były tu wizerunki Rappa, magicznych stworów stojących zawsze po prawicy Miiny. - Dlaczego ich nie odnowiono jak reszty fresku? Czy artyści o nich zapomnieli? Giyan westchnęła. - Legenda głosi, że to Rappa są odpowiedzialne za śmierć Matki w tym właśnie pałacu, w dniu pojawienia się Vornnów. Od tej chwili Ramahanie gardzą nimi, nie ma już dla nich miejsca w naszej ustnej tradycji i w naszych naukach. Ale z tego, co słyszałam, od śmierci Matki zaszło wiele zmian w Świętych Pismach. Annon przechylił głowę, nagle wyczulony na ton i postawę Kundalanki. - Nie wierzysz, że Rappa są złe? - Owszem, nie wierzę. Ale ja mam sporo dziwacznych poglądów, Annonie. - Uśmiechnęła się. - Pewnie dlatego, że od tak dawna żyję pośród was, Vornnów. Przyłożył dłoń do zatartego fresku, jakby potrafił wyczuć coś, czego nikt inny nie potrafił. - I ja nie sądzę, że są złe. Znowu spojrzała nań z ciekawością. Nigdy nie wiedział, co myśleć o takim spojrzeniu ani jak na nie zareagować. Czuł się tak, jakby patrzyła na zupełnie inną osobę. - Chciałbyś zobaczyć, jak wyglądają Rappa? - A mógłbym? - zapytał podekscytowany. Zdjęła jego rękę z pustego fragmentu ściany i przyłożyła tam swoje dłonie