Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Wszak wyszłaś za mnie, prawda? - odparł posępnie. Zagryzła dolną wargę drżąc z oburzenia, czuła chmurę, która zbierała się nad ich słonecznym pokoikiem tylko dlatego, że listonosz zapukał do drzwi, przynosząc list od kuzynki Franka. Bo w gruncie rzeczy cóż ona zrobiła? Zaprosiła krewną, Annę Galton, by spędziła u nich kilka dni. Czy to taka niewybaczalna zbrodnia? Anna, urodzona i wychowana w Levenford, wyjechała przed dziesięciu laty do Irlandii ze swoim ojcem, który jako wspólnik firmy "Lennox i Galton" - gdzie pracował właśnie Frank - osiedlił się później w Belfaście i objął w tym interesie dział eksportowy. Teraz, po śmierci starego Galtona, Anna powróciwszy tu, by z Lennoxem uregulować sprawy spadkowe, powzięła, zupełnie słusznie, zamiar odwiedzenia swych krewnych. Chyba to zrozumiałe po tak długiej nieobecności! U Joego w Levenford spędziła już dwa tygodnie, prawdopodobnie odwiedzi też Edwarda w Port Doran. Czy nie jest więc rzeczą naturalną, by przyjechała też do Ardfillan? Był to akt towarzyskiej grzeczności. Nawet więcej. Przed pięciu laty, kiedy Frank musiał udać się do Belfastu i prowadzić agencję w zastępstwie starego Galtona, który wtedy zachorował - był to pierwszy atak "angina pectoris", która ostatecznie spowodowała jego śmierć - kuzynka Anna przez przeszło trzy miesiące otaczała go wszelkimi wygodami. Dla Łucji wielką ulgę stanowiła świadomość, że Frank jest pod dobrą opieką, gdyż znając go i wiedząc, jak jest niezaradny, bała się dla niego wilgotnej pościeli, złego wiktu, zaniedbanych hoteli - wszelkiego zła, które mogło wyniknąć z ich rozłąki. A mimo to Frank protestuje teraz przeciw gościnności, jaką ona w zamian ofiarowała Annie. Sama ta myśl wywołała oburzenie. Łucja opanowała się jednak i zacisnąwszy usta, powstrzymała gniewne słowa. Przez chwilę panowało milczenie, następnie Frank wstał powoli z miną nieco zawstydzoną, wyjął z kieszeni nieodłączne zielone tekturowe pudełko i zapalił papierosa. Stanął na farbowanej koźlej skórze i oparłszy ramię na marmurowym gzymsie kominka wciągnął dym papierosa, obserwując żonę kątem oka. - Mieliśmy dziś dużo zamieszania - rzekł wreszcie trochę niezręcznie. W rzeczywistości było to z jego strony usprawiedliwieniem. Uśmiechnęła się serdecznie, co od razu przywróciło zwykły nastrój między nimi, i unikając przedmiotu sporu, oświadczyła: - Muszę w najbliższych dniach pomówić o tym z Lennoxem. I to rychło! - Co masz na myśli? - spytał zdziwiony. - Zobaczysz! - I lekko skinęła głową z właściwą sobie stanowczością. - W przyszłym tygodniu zaproszę go na kolację. Nie odpowiadając przyglądał się jej, gdy wstała i zaczęła sprzątać ze stołu, po czym spojrzał przez okno. Była to pora odpływu, a na suchym, twardym piasku bawiło się kilkoro dzieci. Grały w piłkę. Piotruś wymknął się do nich, a w chłodzie wieczoru szybkie jego kroki i cienki, przenikliwy głos zlewały się z tym tłem. Frank przyglądał się obojętnie: jakie to dziwne, że ma już syna. Będąc brzdącem sam grywał w piłkę, a teraz! Zabawne, jak wszystko idzie swoim torem. Anna ma tu przyjechać - niemiła myśl. Nie chce jej mieć w swym domu. Mimo to wieczór jest piękny. Może wyjść skosić trawę. Ale zaraz pomyślał, że tego nie zrobi. Może jutro. Jutro - to wielkie słowo u Franka. Leniwie usiadł na miękkiej sofie przy oknie; znów ukazało się zielone pudełko, zapalił papierosa i nosem wypuszczał dym. Patrząc na rozżarzony koniec papierosa, zauważył: - Lennox nosi się z tą myślą. Przestała sprzątać ze stołu, zastanawiając się nad wiadomością, którą znała już dokładnie