ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Kilka godzin później Hanti usiadła tuż przy nim i podobnie jak on nie odezwała się ani razu. Czas mijał, a oni niekiedy wymieniali najwyżej krótkie spojrzenie czy uśmiech. Nic więcej nie chcieli i nie potrzebowali. Po prostu rozumieli... I trwali tak aż do wieczora, a noc minęła im jak każda od trzech tygodni; to znaczy bawili się z Irian. Natomiast cały następny dzień spędzili zajęci sobą w łożu i oprócz własnych ciał nie interesowali się niczym i nikim. Wiele razy dobijano się do drzwi sypialni, lecz one ciągle pozostawały zamknięte. Dopiero nadchodzący zmierzch wymusił to nieuchronne rozstanie. Ksin ubrał się i wyszedł. Bez broni, samotnie, w lekkiej, zwyczajnej szacie wędrował pustymi ulicami zamarłego ze strachu miasta. Przed nim w oddali i w gęstniejącym mroku rysował się wielki, czarny, na tle granatowoołowianego nieba, kontur królewskiego pałacu. Tylko w jego oknach pobłyskiwały światełka, bo tu, dookoła, we wszystkich mijanych przez kotołaka domach za zawartymi okiennicami czaiły się jedynie ciemność i głucha cisza. Dotarł tam, gdzie miał dojść i znieruchomiał. Stał z rękami skrzyżowanymi na piersiach, czekając aż tarcza księżyca w całości wyjdzie zza linii horyzontu, a moment przed tym zdjął z siebie ubranie... Wyczuli swoją obecność dużo wcześniej nim się zobaczyli. - To ty? - nadpłynęło pytanie. - Ja... - Byłeś przy moim grobie, wiem... - Zaskrzypiała ogrodowa furtka. Wyszła. Zmierzyli się wzrokiem. - Chodź ze mną, przydasz się... - Nie! - To czego chcesz? - Nie pójdziesz tam... - Zatrzymasz mnie? - Tak. Przystanęła wyraźnie zaskoczona. - Głupcze! Ten komu ty służysz, uszedł przede mną z pałacu! - Nieważne. - Więc to tak; wysługujesz się ludziom! - Ty rzekłaś... - Wyśmiałabym cię za życia...! - Więc spróbuj to zrobić teraz, bo przysięgam ci, że nikogo dziś nie zabijesz! - sprężył się do skoku. Rozochocona Irian nagle wypuściła z łap szmacianą piłkę, którą się dotąd bawiła i zastygła w zupełnym bezruchu. Stanęła sztywna, spięta, tak jakby w coś zasłuchana... - Zaczekaj! - powstrzymała go jeszcze - dlaczego tak czynisz? Czyżbyś postradał rozum? Jesteś demonem, a nie jednym z nich i masz tylko dwa wyjścia: albo nimi rządzić, albo pozwolić na siebie polować i w końcu zginąć! - Ja umiem żyć między nimi. - Bo z łaski ci na to zezwolili. Z łaski! Pojmujesz? A ty jesteś od nich mocniejszy, nie musisz ich słuchać, możesz rozkazywać, po co ci ich obawy, zasady i prawdy. Ty i ja jesteśmy ponad tym. A zresztą, według jakich praw można nas sądzić, i kto może to robić. Oni? Żałosne podpotwory. My możemy i musimy przekształcić lub zniszczyć to nędzne robactwo, bo inaczej drogi i tak przed takimi jak my nie ma i nigdy nie było! - Mylisz się; była i jest. - Jaka? - Dla ciebie zamknięta na zawsze! Masz krew niewinnych istot na szponach... - Ale ty możesz nią pójść? - w tym przekazie zadrżały jakieś złowrogie wibracje. - Zapewne... - To ja cię tamtędy poślę!!! - skoczyła z szybkością żmii. Czekał na coś podobnego. Unik i świst pazurów. Runęła z łomotem waląc pyskiem o bruk. Nie zdążył poprawić ciosu - już wstała. Jej ramiona zamieniły się w mgliste, rozmyte smugi. On odpowiedział tak samo. Ta szermierka na szpony trwała zaledwie ułamek sekundy. Odskoczyli od siebie. Bark i bok Ksina zwilgotniały od krwi, ale i pomiędzy jego pazurami utknęły liczne strzępy z sukni i spowijających królową bandaży. Zaczęli krążyć powoli, jedno wokół drugiego... Nagle on skoczył do przodu, w pół ruchu zwinął się w kłąb i przetoczył na bok. Raz jeszcze dała się zwieść. Uderzyła tam, gdzie go wcale nie było, odsłaniając się przy tym... Szpony trafiły dobrze. Ten cios rzucił ją na kolana, a w łapach pozostał mu kawał jej boku. Jednak ona znów wstała tak, jakby nic się nie stało i tylko momentalny unik ocalił go przed utratą łapy. Wycofał się na poprzednią odległość i poczuł, że wszystko na nic... Nie znał jej słabych stron! Ona przecież nie miała nawet serca! A całe to przekształcone w strzygę ciało nie żyło swym własnym życiem, lecz było zupełnie martwe. Ramiona, nogi, głowa... - ich siła i szybkość ruchów nie pochodziły od mięśni, ale od animującej je Woli. Znaczy, że może ją szarpać, rwać, ile chce, jednak dopóki nie zniszczy źródła jej energii, z góry skazany jest na przegraną