ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Nie należy wydawać pochopnych opinii o kimś, kogo prawie się nie zna, jeśli nie liczyć przypadkowych spotkań tutaj, koło katapulty, albo przy stole w mesie. - Boże, ależ te seafire'y z „Seekera" dały im popalić! - powiedział Ni-ven i zawadiacko włożył czapkę na bakier. 176 Raynerowi przyszło do głowy, że gdyby jego nowy kolega zapuścił wąsiki, wyglądałby jak typowy pilot RAF-u. - Narobiły kupę hałasu - powiedział. - Wydaje mi się, że leciały za szybko, żeby naprawdę dobrze trafić w cel. Niven uśmiechnął się z rozbawieniem. - Chyba do grobowej deski pozostaniesz wierny tym naszym starym gruchotom, no nie? Rayner pochylił się nad relingiem i zobaczył, że sanitariusze niosą w kierunku rufy następne dwie pary noszy. Tym razem robili to bez pośpiechu, a twarze leżących były zakryte. - Ile będzie ofiar, jak myślisz? - zapytał. Niven wzruszył ramionami. - Moim zdaniem ze dwudziestu. Jeden z palaczy powiedział mi właśnie, że został zabity adiutant Stagga razem z innym oficerem. - Wyciągnął rękę w kierunku pomostu rufowego, w pobliżu którego widać było unieruchomione lufy dział wieży B, a wodę z węża lano na coś, co znajdowało się pod przednim kominem. - Podobno rozerwało go na strzępy. Rayner nie mógł zrozumieć, dlaczego Niven próbuje zrobić na nim wrażenie. Dlaczego udaje, że wcale się tym nie przejmuje, że jest ponad to. - Nie mógłbym pełnić takiej funkcji jak on - powiedział. - Dreptać bez końca za jakimś admirałem i podcierać mu tyłek, gdyby sobie tego zażyczył. To nie dla mnie. Powiedziałbym im wszystkim, żeby się odpieprzyli! Niven uśmiechnął się od ucha do ucha. - Jestem pewien, że tak byś zrobił! Obaj podnieśli głowy, kiedy ozwały się trzaski w głośniku. - Słyszycie mnie? Za chwilę będzie mówił dowódca okrętu! Rayner pomyślał, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Spojrzał w dół na ochlapany wodą pokład rufowy. Widać było na nim kilka głębokich rys. Zastępca dowódcy będzie miał pewnie coś do powiedzenia na ten temat. Popatrzył znowu na stojące tu i ówdzie grupki marynarzy i żołnierzy z piechoty morskiej. Niektórzy z nich byli wybrudzeni i przemoczeni po zmaganiach przy czopowaniu dziur od odłamków na wysokości linii wodnej i przywracaniu łączności w miejscach, w których poprzerywane zostały kable telefoniczne i rury głosowe. Zobaczył też rząd leżących postaci, owiniętych w koce i kawałki brezentu. Nikt nie znał nazwisk ofiar z wyjątkiem ludzi, którzy ich odnaleźli i przynieśli. Ale także oni prędko o nich zapomną. - Mówi dowódca okrętu. Teraz dołączamy do naszej grupy. Pragnę poinformować wszystkich, że nasz atak uwieńczony został sukcesem, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Powinni być z tego dumni szczególnie ci, co są od niedawna na tym okręcie, tak jak wasz dowódca. 12 — Ostatni krążownik 177 Rayner zauważył, że niektórzy marynarze uśmiechają się szeroko. Usłyszał żartobliwy okrzyk kogoś z obsady dział. - Muszę powiedzieć wam też, że nie obeszło się bez strat. Ofiarą padło dwadzieścia osiem osób z załogi „Relianta", z tego połowa poniosła śmierć. Znaczne straty poniosła załoga „Montagu". Musimy przyjąć to do wiadomości, choć nigdy się z tym nie pogodzimy. - Mówiłem ci. Niewiele się pomyliłem! - odezwał się do Raynera Niven. Rayner nie odpowiedział. Miał ochotę dać mu w gębę jak tamtemu facetowi w samochodzie, który próbował zgwałcić dziewczynę. Jego dziewczynę. - Wkrótce zostanie wam wydany rum - mówił dalej Sherbrooke. Ray-nerowi zdawało się, że dosłyszał drżenie w zniekształconym przez ręczną tubę głosie dowódcy. Ale może się przesłyszał. - Jestem bardzo dumny z was wszystkich. Podszedł do nich Buck. - To właśnie u niego lubię - powiedział. - Żadnego niepotrzebnego pieprzenia - dodał, nie patrząc na stojącego obok drugiego pilota. - Całkiem inaczej niż na innych okrętach. Rayner pomyślał, że jak tylko zobaczy się z Andy, opowie jej o tym wszystkim. Skąd jednak pewność, że się zobaczą? Nie warto o tym pisać, lepiej opowiedzieć. Ona wie, ile ta walka kosztuje ludzi, którzy muszą ją prowadzić, dając z siebie wszystko. Takich jak pilot Jamie. Wychylił się, żeby lepiej się przyjrzeć. Nie było żadnych wesołych okrzyków, żadnego bohaterstwa ani teatralnych gestów. Stracili kilku kolegów, ale sami przeżyli. A teraz mieli dostać dodatkową porcję rumu. Rayner pomyślał, że dzięki tej ciszy cała rzecz zapadnie głębiej w jego pamięć. Miał się już odwrócić, gdy zobaczył dwóch marynarzy, którzy omal nie wpadli na siebie koło wieży rufowej. Wyglądało na to, że zobaczyli się po raz pierwszy od chwili, gdy zabrzmiały klaksony nakazujące przerwać ogień. Jeden z nich niósł miotłę, drugi brezentowe wiadro. Zatrzymali się, nie zwracając uwagi na innych i na leżące koło relingu, czekające na morski pogrzeb ciała, i uścisnęli sobie ręce jak dwóch znajomych, którzy spotkali się na ulicy albo na wiejskiej dróżce. Rayner pomyślał, że opowie także i o tym. W tym odruchu zawarte było wszystko. Lekarz okrętowy, komandor porucznik Farleigh, stał przy drzwiach do kabiny z mapami i przyglądał się, jak kilku marynarzy zmiata potłuczone szkło