ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

To obrzydliwe. Co więcej, on ma zamiar cię zabić. Nikogo z nas nie chce zostawić przy życiu i gdyby nie starał się zrobić wrażenia na tym ważnym ambasadorze i jego przyjaciołach, z pewnością byłby w tej sprawie bardziej szczery. Nie widzisz, jaki jest ogromny? Posieka cię na kawałki. - Jak zwykle się mylisz. Jest szlachcicem przywiązanym do zasad rycerstwa. Poza tym jest ode mnie starszy i okropnie gruby. Takie tłuściochy zawsze są niezdarne. Padnie jak rażony piorunem. A ponadto jak myślisz, czy kiedy go pokonam, będzie zdolny do napisania żelaznego listu? I co wolisz? Gilberta-rogacza czy Gilberta-trupa? Zresztą polubisz to. Większość kobiet to lubi. Powiedz mu „tak”, ty pobożna jaszczurko! Hugo mnie rozwścieczył. Głupi jak stołowa noga, a przydatny niczym rozbity dzban. Kto mógłby mi pomóc? Zapędzę go w kozi róg! Coś wymyślę! Może potrafię go oszukać. Może odwołać się do jego litości? Odwróciłam się do hrabiego. - Najpierw chcę zobaczyć ten list. Potem zgodzę się porozmawiać, nie wcześniej - spojrzałam na jego wzburzoną twarz. - Nieźle, nieźle. Szkoda, że nie jest mężczyzną. Byłaby dobrym dyplomatą - rzekł ambasador do jednego ze swoich kompanów. - Cóż, oczywiście... Każę go przygotować. Otrzymasz go wraz z moim podpisem i pierścieniem, gdy przyjdziesz do mej komnaty - rzekł hrabia. Nie spodobał mi się jego wyniosły, szyderczy ton. - Chcę, by napisano go wyraźnie po francusku, nie zaś po łacinie czy tak, bym nie mogła go przeczytać. - Przebiegła jest ta niewiasta - słyszałam za mną głosy. - Tak właśnie król przesyłał niegdyś swoje pełnomocnictwa; „śmierć na okaziciela”, po łacinie, a nieszczęśnik nawet o tym nie wiedział. - Postanowione. Zgoda. - Hrabia niedbale machnął ręką. - Ojcze Joachimie, weź pióro i papier. Gdy czarno odziany cień wybiegł, poczułam, że hrabia mierzy mnie wzrokiem. Miałam niemiłe wrażenie, że wyobraża mnie sobie bez ubrania. W sali nie było już żadnego hałasu, wypełniały ją tylko ludzkie oddechy. I właśnie wtedy, w tej strasznej ciszy, poczułam pierwsze drgnienie, które doszło mnie z głębi brzucha. Było wyraźne, łatwe do rozpoznania. Dziecko zaczęło się ruszać. Niespiesznie, radośnie, niczym pływak w samym środku lata... - Jak możesz być tak radosne w takiej chwili? - zapytałam w myślach. - Ciesz się - odpowiedziało i obróciło się znowu. Ciesz się, pomyślałam, czując w sercu tańczące ogniki. - Raduj się - powtórzyło dziecko i zatoczyło kolejną pętlę. Gdzieś obok rozmawiano monotonnie. Mówili coś po francusku i pisali. - Nie lękasz się śmierci? Mogliśmy umrzeć - powiedziałam. - Ciesz się, ciesz się - rzekło dziecko, robiąc kolejny obrót. - Nierozważna istoto, nie masz ani grama rozumu - łajałam je. Ktoś potrząsnął mnie za ramię. - Oto ów dokument, madame. Gotowy. - powiedział ojciec Joachim. - Podaj mi go, muszę to przeczytać. - Jest twój, madame - rzekł hrabia wskazując arkusz leżący na stole. Z odchyloną głową i wysuniętym do przodu podbródkiem spoglądał na mnie znad swego ogromnego, szerokiego nosa, z którego wyrastały czarne szczeciniaste włosy. Ależ szpetny, pomyślałam i zadrżałam, jakby przeszył mnie zimny wiatr. - Wiesz, że nie ma on żadnej wartości bez pieczęci - dodał. - Opieczętuję go i dam ci ten pierścień po naszej... prywatnej rozmowie. Dziś w nocy. Rozumiesz? Gdy odpocznę, oczekuję cię tam... Nie mogłam tego znieść. Wsunęłam arkusz w gors i płacząc, wybiegłam przez napierający tłum. - Dobrze... zaczyna się... Po korytarzu niósł się za mną echem odgłos jego okropnego śmiechu. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Brat Malachiasz pochylał się nad wrzącą masą roztopionego metalu, rozdmuchując ohydny dym unoszący się z tygla. Blask ognia czynił jego twarz całkiem czerwoną, a pot strumieniami spływał mu z czoła i ściekał po policzkach niczym łzy. Malachiasz miał na sobie wielki skórzany fartuch, który nie pozwalał jego odzieniu stanąć w płomieniach