Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Emil ręczył, że jego czuła matka stanie po ich stronie, i ta myśl dodawała Gilbercie otuchy. Wkrótce podzielała już wszystkie jego złudzenia, postanowili więc, że Emil pomówi najpierw z własnym ojcem, zanim zwróci się do pana de Châteaubrun. Dziewczyna ambitna lub samolubna byłaby przezorniejsza. Postawiłaby twardsze warunki, zanimby wyznała swoją miłość. Nie zgodziłaby się na spotkanie z ukochanym, dopóki tenże nie oświadczy się formalnie o jej rękę. Lecz Gilbercie ani w głowie była podobna przezorność. Żywiła w sercu jakieś niebiańskie uczucie, bezgraniczny szacunek i wiarę w słowa ukochanego. Jedno ją tylko dręczyło: że stanie się powodem niepokoju i smutku w rodzinie Emila, gdy ten wyzna wszystko rodzicom. Przestała wątpić w zwycięstwo, skoro zapewniał, że je osiągnie, lecz cierpiała na samą myśl walki i chciałaby odsunąć jak najdalej tę straszną chwilę. Niech pan posłucha powiedziała z anielską naiwnością nic nas nie zmusza do pośpiechu; jesteśmy szczęśliwi i dość młodzi na to, by zaczekać. Obawiam się, że pański młody wiek wzbudzi zasadniczy i słuszny sprzeciw ojca; ma pan zaledwie lat dwadzieścia jeden i można żywić obawy, czy pan dostatecznie rozważył swój wybór, dość dobrze poznał charakter swojej narzeczonej. Jeśli zażądają, by pan zaczekał, jeśli poproszą o czas do namysłu, niech się pan zgodzi na wszystko. Choćbyśmy się mieli pobrać dopiero za kilka lat, cóż to szkodzi, bylebyśmy się mogli widywać, tym bardziej że nie mamy chyba powodu sobie nawzajem nie ufać, prawda? Pani jest święta! odrzekł Emil całując kraj jej szala będę godny pani! Kiedy powrócili na miejsce, gdzie został pan Antoni, zobaczyli, że się oddalił i rozmawia ze znajomym młynarzem, zaczekali więc na niego u podnóża wielkiej wieży. Godziny upływały im szybko jak sekundy, a jednak były wypełnione treścią jak wieki. Ileż sobie zdążyli powiedzieć! a ileż jeszcze sobie nie powiedzieli! Wreszcie radość, że patrzą na siebie, że się rozumieją i kochają, zapłonęła w nich z taką mocą, iż ogarnęła ich szaleńcza wesołość; podskakując jak młode koźlęta, wzięli się za ręce i poczęli biec po stromych stokach potrącając kamienie, które staczały się w głąb przepaści, tak upojeni nieznaną dotąd gorączką, że jak dzieci nieświadomi byli niebezpieczeństwa. Emil roztrącał stosy kamieni lub z rozmachem przeskakiwał przez nie; zdawał się brać za bary z losem. Gilberta nie bała się ani o niego, ani o siebie, śmiała się na cały głos, wykrzykiwała i śpiewała jak skowronek, nie myśląc już o tym, by zapleść rozwiązane na wietrze włosy, które chwilami spowijały ją całą niby ognistą zasłoną. Kiedy ojciec zaszedł ją znienacka, w uniesieniu rzuciła mu się na szyję i uściskała tak mocno, jakby chciała przelać w niego całą radość, którą wezbrała jej dusza. Szary kapelusz poczciwca spadł w tym gwałtownym uścisku i potoczył się na dno wąwozu. Gilberta pomknęła za nim jak strzała, Antoni zaś, przerażony jej wybrykiem, pobiegł ratować córkę. Obojgu groziło poważne niebezpieczeństwo, lecz Emil ich wyprzedził, chwycił kapelusz w locie i kładąc go na głowę pana Antoniego chwycił z kolei w objęcia czułego ojca. Hosanna! wykrzyknął pan Antoni zmuszając ich do powrotu na mniej niebezpieczny występ skalny rad jestem, że witacie mnie z taką radością, ale też napędziliście mi niemało strachu! Cóż to, spotkaliście po drodze diabelską kozę, co tak czaruje ludzi wzrokiem, że 126 biegają i skaczą jak szaleni? Czy to górskie powietrze tak ci uderzyło do głowy, córeczko? To i dobrze, ale się tak nie narażaj! Co za rumieńce! Jakie błyszczące oczy! Widzę, że trzeba cię częściej zabierać na przechadzkę, nie masz dość ruchu w domu. Byłem o nią nawet niespokojny ostatnimi czasy, wie pan, panie Emilu? Nic nie jadła, za dużo czytała; gdyby tak dłużej trwało, byłbym te wszystkie pańskie książki wyrzucił przez okno. Na szczęście dziś to minęło bez śladu, a skoro tak, mam ochotę zawieźć ją do Saint-Germain Beaupre. To warto zobaczyć, spędzimy tam dzień jutrzejszy i jeśli pan zechce nam towarzyszyć, zabawimy się setnie. Cóż pan na to, panie Emilu? Wielkie rzeczy! zajedziemy o dzień później do Argenton, prawda, Gilberto? I zatrzymamy się tam może tylko jeden dzień? A gdybyśmy tak wcale tam nie pojechali! odpowiedziała Gilberta skacząc z radości. Jedźmy do Saint-Germain, ojcze, nigdy tam jeszcze nie byłam. Cóż to za wspaniały pomysł! Jesteśmy już na pół drogi rzekł pan de Châteaubrun a jednak na nocleg musimy wstąpić do Freysselines, bo tu nawet nie ma co o tym marzyć. Zresztą Freysselines i Confolens też są godne widzenia. Drogi tu nieświetne, trzeba będzie wyruszyć przed zmrokiem. Panie Charasson, pójdź no dać owsa naszej starej Latarni; biedna szkapa lubi podróżować, to dla niej jedyna sposobność, żeby najeść się do syta; osła odprowadź do Vitra, gdzieśmy go pożyczyli, a potem poczekasz na nas z taczkami i koniem pana Emila po tamtej stronie rzeki. Będziemy tam za dwie godziny. Ja zaś powiedział Emil napiszę słówko do mojej matki, choćby ołówkiem, żeby się nie niepokoiła moją nieobecnością; znajdzie się chyba chłopiec, który pójdzie z listem? Wysłać tak daleko któregoś z tych małych dzikusów? Nie będzie to łatwa sprawa. Ale jak Boga kocham, mamy szczęście, jeśli się nie mylę, jest tu właśnie ktoś od państwa. Emil odwrócił się i ujrzał Konstantego Galuchet, sekretarza swego ojca, który, rzuciwszy surdut na trawę i owiązawszy głowę chustką od nosa, zamierzał założyć przynętę na wędkę. Jak to, panie Konstanty, przychodzi pan aż tu łowić kiełbie? zapytał Emil. Ach nie, proszę pana odpowiedział Galuchet z poważną miną. Żywię nadzieję, że uda mi się tu złapać pstrąga! Ale zamierza pan dziś wieczór wrócić do Gargilesse? Z całą pewnością, proszę pana. Nie byłem potrzebny pańskiemu ojcu, zwolnił mnie więc na cały dzień, ale jak tylko z pomocą boską złapię pstrąga, opuszczę to szkaradne miejsce