ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Głaz, który wylądował niedaleko skały, wyglądał na zrobiony z tej samej skały, co wąwóz. Pomimo tego całego zamieszania - przesuwania skał, wyrywania z korzeniami drzew i krzewów - jedynie najsłabsza roślinność uległa wiosennej powodzi. W każdym wolnym kąciku kiełkowały nowe roślinki. Roślinność szybko przesłoniła świeże blizny odsłoniętych skał i ziemi, tuszując zaszłe zmiany. Wkrótce cała okolica wyglądała tak, jakby nic się nie wydarzyło, a przecież ostatnio tak gwałtownie zmieniła swój wygląd. Ayla przywykła do zmian w otoczeniu. Szybko znalazła zastępstwo dla każdego głazu czy pnia o specjalnym przeznaczeniu. Ale te wydarzenia w wyraźny sposób zaważyły na jej stosunku do tego miejsca. Jaskinia i dolina straciły swój bezpieczny charakter. Każdej wiosny przeżywała rozterki, ponieważ - jeżeli miała opuścić dolinę i podjąć poszukiwania Innych, powinna to uczynić właśnie wiosną. Musiała mieć wystarczająco dużo czasu na wędrówkę i poszukiwanie innego miejsca do spędzenia zimy, na wypadek, gdyby nikogo nie spotkała. Tej wiosny podjęcie decyzji było trudniejsze niż kiedykolwiek. Po przebytej chorobie obawiała się zaziębienia późną jesienią lub wczesną zimą, ale jej jaskinia nie wydawała się już taka bezpieczna, jak dawniej. Choroba z całą ostrością ukazała jej niebezpieczeństwa samotnego życia, uprzytomniła odczuwany brak ludzkiego towarzystwa. Nawet jej zwierzęcy przyjaciele po powrocie nie wypełnili tej pustki. Zwierzęta były miłe i czułe w stosunku do niej, ale mogła porozumiewać się z nimi jedynie w najprostszym tego słowa znaczeniu. Nie mogła dzielić się z nimi swymi pomysłami czy opowiadać o swych doświadczeniach; nie mogła im snuć opowieści lub zachwycać się wspólnie nowymi odkryciami czy dokonaniami. Nie miał kto rozpraszać jej lęków i pocieszać w strapieniu. Jednakże ile ze swojej niezależności i wolności gotowa była zamienić na bezpieczeństwo i towarzystwo? Nie zdawała sobie w pełni sprawy z tego, w jakim żyła zniewoleniu, dopóki nie zakosztowała wolności. Lubiła sama podejmować decyzje. O ludziach, wśród których się urodziła, nie wiedziała nic. Nie wiedziała, czego będą wymagać od niej Inni; wiedziała jedynie, że są pewne sprawy, z których nie chciałaby zrezygnować. Whinney była jedną z nich. Nie zamierzała powtórnie rezygnować z konia. Nie wiedziała, czy miałaby ochotę na rezygnację z polowania, ale co by było, gdyby zabronili jej się śmiać? Istniał również o wiele większy problem. Choć starała się o nim nie myśleć, to jednakże wszystkie inne problemy traciły przy nim na ważności. Co będzie, jeżeli znajdzie Innych, a oni nie będą chcieli jej przyjąć? Klan Innych może nie mieć ochoty na przyjęcie kobiety, która obstaje przy towarzystwie konia, lub chce polować czy śmiać się, co jednakże będzie, jeżeli odmówią jej przyjęcia, nawet gdy zdecyduje się wszystko poświęcić? Dopóki ich nie znajdzie, to może mieć nadzieję. Co się jednak stanie, gdy będzie musiała samotnie spędzić całe życie? Podobne myśli pojawiały się w jej głowie od czasu, gdy śnieg zaczął topnieć i była zadowolona z tego, że okoliczności sprzyjały opóźnieniu podjęcia decyzji. Nie zabierze Whinney z rodzinnej doliny, nim klacz nie wyda na świat źrebaka. Wiedziała, że klacze źrebią się zwykle na wiosnę. Z doświadczeń uzdrowicielki, która była obecna przy wielu ludzkich porodach, wiedziała, że może to nastąpić w każdej chwili, toteż bacznie obserwowała klacz. Nie wyprawiała się z nią na polowania, ale często jeździła na niej dla ćwiczeń. - Zdaje się, że przegapiliśmy Obóz Mamutoi, Thonolanie. Chyba jesteśmy zbyt daleko na wschód - powiedział Jondalar. Szli tropem stada jeleni olbrzymich w nadziei uzupełnienia szybko znikających zapasów. - Nie wiem... Patrz! - Nagle wyszli na samca o ogromnym płetwiastym porożu. Thonolan wskazał na płochliwe zwierzę. Jondalar się zastanawiał, czy samiec wyczuł niebezpieczeństwo, i spodziewał się usłyszeć głęboki, dźwięczny ryk na alarm, ale zanim byk zaryczał ostrzegawczo, ze stada wyrwała się łania i pognała prosto na nich. Thonolan cisnął oszczepem o krzemiennym ostrzu sposobem, którego nauczył się od Mamutoi, i dzięki któremu płaskie ostrze wbija się pomiędzy żebra. Rzut był celny; łania padła im niemal u stóp. Nie zdążyli się jeszcze zająć swym łupem, gdy zobaczyli, dlaczego byk był taki nerwowy, a łania pognała prosto na oszczep. W napięciu obserwowali biegnącą w ich stronę lwicę. Przez chwilę drapieżnik zdawał się zdezorientowany padnięciem łani. Lwica nie była przyzwyczajona, by jej ofiara padała, nim ją zaatakuje. Nie wahała się jednak długo. Obwąchała łanię, aby się upewnić, że jest martwa, a następnie schwyciła ją mocno zębami za kark i zaczęła odciągać na bok. Thonolan nie posiadał się z oburzenia. - Lwica kradnie nasz łup! - Ta lwica również podchodziła jelenia, a skoro uważa, że to jej zdobycz, to ja nie mam zamiaru się z nią o to kłócić. - Ale ja mam. - Nie bądź śmieszny - parsknął Jondalar. - Nie masz chyba zamiaru zabierać lwicy jelenia. - Nie mam zamiaru się poddać. - Zostaw ją. Możemy sobie znaleźć innego jelenia - powiedział Jondalar, idąc za bratem, który ruszył za lwicą. - Chcę tylko zobaczyć, dokąd go zabierze. Nie sądzę, aby należała do stada - do tego czasu reszta siedziałaby już na tej zdobyczy. Myślę, że to samotna lwica i odciąga jelenia, aby go ukryć przed innymi lwami. Zobaczymy, dokąd go zabiera. Wcześniej czy później ona odejdzie, a wtedy moglibyśmy sobie wziąć trochę świeżego mięsa. - Nie chcę świeżego mięsa ze zdobyczy lwa jaskiniowego. - To nie jej zdobycz. Z boku łani nadal sterczy mój oszczep. Nie było sensu się sprzeczać. Poszli za lwicą do ślepego jaru, którego dno stanowiło skalne rumowisko powstałe po osunięciu się części ścian. Bracia obserwowali i czekali