ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

To jest już trudne w dwudziestym wieku. Kiedy masy zaczynają rozumieć, że nikt nie jest odpowiedzialny, wpadają w apatię, modelować je nie jest już trudno. Maszyna społeczeństwa przedstawia się im jako konieczna, niezwyciężona, równie jak dla ludzi pierwotnych niezwyciężona i tajemnicza wydawała się powódź, burza i jałowość gleby. Nowoczesny system rządzenia jest niemożliwy, zanim nie wpoi się ludziom tego przekonania. A pierwszym, który to zrozumiał, który stworzył aparat wzbudzający dzisiaj strach we wszystkich krajach kuli ziemskiej, był Feliks Dzierżyński, polski szlachcic, jak on sam. Dla jego, Wolina, rodziców, tak jak on dla tego Gduli, Dzierżyński był renegatem. Ale pomnik Dzierżyńskiego stanie któregoś dnia w czerwonej Warszawie. A z nich wszystkich, z ich obrażonego honoru, zostanie popiół. Droga, która była zarazem łożyskiem potoku, przypominała Wolinowi Hiszpanię. Podnosząc oczy, widział jednak drzewa pokryte jasnozieloną kaszką wiosennych pąków. Niebo było różowe, zachodzące słońce pławiło się we mgłach. A żeby tak zapolować na słonki? Muszą tu być ciągi. Człowiek z bielmem był niespokojny, że Wolin wybiera się sam na spacer. Prawdopodobnie w lesie ciągle chowają się członkowie bandy "Korda". Chciał dać mu asystę. Wolin, przypomniawszy sobie o tym, dotknął pistoletu i zagwizdał melodię ze starej operetki. W niektórych oknach wioski zapalały się światła. Siedzą teraz za swoimi chropowatymi stołami, przy naftowych lampach, przy misach, z których jedzą drewnianą łyżką. Przerażeni, naradzający się. Lubił wieczorem zaglądać w okna ludzkich mieszkań. Przyjemność, jaką z tego czerpał, polegała na podpatrywaniu ich pełnej nieświadomości, że poza nurtem małego życia, w którym trwali, był inny nurt i że skrzyżowanie się tych dwóch nurtów jest nieuniknione; gdzieś czekało już przeznaczenie, a wykonawcami jego wyroków byli tacy jak on, którzy posiedli zrozumienie praw. Była to przyjemność podobna być może do tej, z jaką latem pochylał się nad mrowiskiem. Wiodły od niego ścieżki, którymi posuwały się gorączkowo miotające się owady. Był zdania, że w zabiegach mrówek jest ślepota i szaleństwo. Dopadały źdźbła czy skrzydła chrząszcza, ciągnęły, nadbiegały inne, ciągnęły w drugą stronę; te zapasy trwały nieraz przez wiele minut, jeżeli siły były równe. Wreszcie przedmiot zaczynał powoli przesuwać się, mimo oporu przeciwniczek. Wtedy nagle te, które się opierały, przyłączały się do ciągnących. Czy walki społeczne były tego powtórzeniem? Te masy, które idą zawsze do zwycięzców? W sypkim piasku ścieżek miały swoje lejki larwy mrówkolwów. Trwały nieruchomo, zagrzebane na ich dnie, wystawiając tylko końce potężnych szczypców. Zaaferowana mrówka stąpała na brzeg lejka, piasek osypywał się, była na dnie, wtedy jeden ruch szczypców unieruchamiał ją i powoli zagłębiała się, wciągana nieubłaganą siłą. To, że mrówki dążyły ścieżkami, na których były setki takich lejków, obojętne na przeznaczenie, bawiło Wolina. Zajmował się też wrzucaniem ich tym mrówkolwom, które miały mniej szczęścia. Czekające go dossiers wróciły mnóstwem nazwisk i twarzy. Rad był z funkcjonowania swoich lejków. Ale teraz wolał myśleć, że w domu ma tomy Labiche'a, które udało mu się kupić w Warszawie. Nosiły pieczątkę spalonej biblioteki. Labiche dawał mu satysfakcję pochodzącą ze znakomitej nicości spraw, jakimi byli zajęci jego drobnomieszczanie. Humor nicości. Intryga osnuta była dokoła jakichś absurdalnych spraw łóżka, drobnych ambicji, właściwie licho wie czego. Grali to aktorzy, publiczność - kobiety i mężczyźni w śmiesznych strojach ubiegłego stulecia, też zajęci takimi bzdurami - to było ich życie - zanosili się od śmiechu, bili brawo. Jak można zbudować coś z nicości, było dla Wolina zawsze zagadkowe. W epoce, do której należał, podejrzewał to, niemożliwy był już właściwie ani humor, ani tragedia. Co zresztą znajdowało potwierdzenie w tamtym kraju, w którym spędził wojnę. I humor, i tragedia mogły tam istnieć prywatnie, ale wstydliwie, nie znajdując usprawiedliwienia. Dla takich jak ten dzielny szczeniak, Gdula, naturalnie tragedia była dostępna: naród uciemiężony, obrona, bohaterstwo i tak dalej. Wolin słyszał śpiew drozda. Cicho, żeby nie spłoszyć, podkradał się między pierwszymi olchami lasu. Turdus musicus. W gąszczach, niewysoko nad ziemią, jest gniazdo wylepione wewnątrz gliną, gładkie, jakby wypuszczone z warsztatu garncarza. Samica grzeje ciałem niebieskie jajeczka nakrapiane rdzawo. Widział ptaka na szczycie świerka. Pieśń niosła się, ekstatyczna, w jasności nad zmierzchem na dole