ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Rap nie miał jeszcze żadnych mebli oprócz hamaka i krzesła, mimo że Ogi często proponował, iż pożyczy mu trochę pieniędzy na zagospodarowanie. Rzecz jasna, na odpowiedni procent. Jak zwykle, Ogi zastanawiał się, dlaczego faunio-jotuński mieszaniec postanowił zamieszkać w impijskiej chacie. W swej ojczyźnie, Sysanasso, faunowie mieszkali w kruchych, krytych słomą szałasach z wikliny. Mimo to Rap wybrał prastare domostwo z bali zbudowane w tej odludnej dolinie przez jakiegoś dawno zaginionego impa. Sprawiał wrażenie zdziwionego faktem, że jego wybór kogokolwiek zaskoczył. Wymamrotał coś o tym, że wychował się w impijskim mieście, nawet jeśli sam nie jest impem. Gdyby zdecydował się na jakieś mniej izolowane miejsce, sprawiłoby to sympatyczniejsze wrażenie. Naprawił dach i doprowadził chatę do zdumiewającej czystości. Ogi popatrzył na to z podziwem i pochwalił go. Następnie ruszyli z powrotem ku palenisku i winu. Ogi wzniósł kilka toastów i wlał w ten sposób w chłopaka jeszcze trochę trunku. Następnie wydobył złapane dziś ryby i zabrał się do ich czyszczenia. – Co przypłynęło? – mruknął Rap, spoglądając nad głową Ogiego, jak się zdawało na wysmukłe drzewa. – Jeden z nich to zapewne Petrel. Już na niego pora. Drugiego nie znam. Wpływające do portu statki zawsze wzbudzały zainteresowanie, lecz młody las otaczający chatę Rapa zasłaniał mu widok na zatokę. Zmysł fauna przenikał rzecz jasna przez tę zasłonę, lecz albo statki znajdowały się jeszcze poza jego zasięgiem, albo po prostu sprawa nie obchodziła go zbytnio. Usiadł z powrotem na miejsce i milcząc wpatrzył się w migotliwe płomienie. Szybko zapadał tropikalny zmierzch. Głosy ptaków cichły. Jasny dym, iskry i trzaskający ogień... zwariowane na punkcie seksu świerszcze podniosły już rejwach... To była przyjemna noc. Ogi odciął rybom łby, które wyrzucił przez ramię, by znalazły je psy albo gnomowie. Podobnie, gdy rozciął brzuchy, wydobył flaki i cisnął je na ziemię za swymi plecami. Całkiem możliwe, że w pobliżu już czaiło się gnomie dziecko albo i dwa, przyciągnięte przez ogień. – Coś nie w porządku? – zapytał Ogi. Rap wpatrywał się nieruchomo w płomienie. Uśmiechnął się blado i wzruszył ramionami. – Nic, w czym mógłbyś mi pomóc. – Jak sobie życzysz. Jeśli jednak zechcesz pogadać o tym z przyjacielem, jestem pod ręką. I wbrew temu, co zapewne słyszałeś od chwili, gdy odstawiono cię od piersi, niektórzy impowie potrafią dochować tajemnicy. Te słowa ponownie przywołały na chwilę ów charakterystyczny uśmieszek. Ogi zdał sobie sprawę, że na szerokich ustach fauna niemal nigdy nie gościł pełny uśmiech. – Po prostu nie łatwo mi przyzwyczaić się do życia tutaj. Tak, to było bardzo dziwne. – Durthing nie jest ideałem – przyznał lojalnie Ogi – ale nie ma żadnego miejsca, które byłoby o wiele lepsze. Kosztem zaledwie kilku dni pracy zbudowałeś sobie całkiem niezły dom. Jest tu też duży wybór dziewcząt. Znam mnóstwo takich, które z chęcią pomogłyby ci wypełnić go dzieciakami. Rap zadrżał. – Przyzwyczaisz się do tych małych utrapieńców – zapewnił go z zadowoleniem Ogi. Uala miała już dwoje i następne było w drodze. Biorąc pod uwagę, jak rósł jej brzuch, mogły to nawet być bliźnięta. – Czasami bywają całkiem miłe. Tylko mnie nie cytuj. Rap znowu zaczął gapić się w ogień. To, w jaki sposób ten chłopak w ogóle znalazł się w Kraju Baśni, nadal otaczała tajemnica. Zapewne w grę wchodziła magia. Ogi miał w sobie wystarczająco dużo z marynarza, by nie lubić rozmawiać o podobnych sprawach. Niemniej było to ciekawe. – To dziewczyna, prawda? – zapytał. – Czy sen? – Dziewczyna – odpowiedział Rap, przemawiając do ognia. – Ale nie w ten sposób, o jakim myślisz. – Synku, próbowałem wszystkich możliwych sposobów – odparł z nostalgią Ogi. Rap zmarszczył swój szeroki, fauni nos. – No to powiedzmy, że obietnica. – Jaka obietnica? Rap obrzucił go przelotnym, nieprzeniknionym spojrzeniem. – Zwariowana. – Pociągnął z dzbana kolejny łyk wina i otarł usta grzbietem dłoni. – Szkopuł w tym, że właściwie nie chcę być marynarzem. Nie będzie zbyt lubiany, jeśli Gathmor usłyszy, że mówi takie rzeczy. Albo jakikolwiek jotunn, skoro już o tym mowa. – W takim razie oszukujesz nas wszystkich, kolego. Mówiono, że kiedy Larg awansuje, mogą cię zrobić drugim sternikiem. Rap żachnął się z niedowierzaniem i ponownie wsparł łokcie na kolanach. Wiosłował do Kraju Baśni i z powrotem już trzy razy. Mężczyźni w jego wieku rośli szybko. Już teraz wyrobił sobie ramiona wioślarza. Będą mu dziś w nocy potrzebne. Przez chwilę Ogi odczuwał pożądliwe dotknięcie chciwości. Rozkoszne złoto! Następnie oblizał palec i pozwolił, by jedna kropla śliny spadła na patelnię. Zasyczała i zatańczyła w zadowalający sposób. Rzucił na rozgrzany metal cebulę i zaczął smarować masłem rybę, używając sztyletu. – Gathmor mówi, że zapłacił za mnie i za goblina czterdzieści sześć imperiałów – wyszeptał Rap. – Jeśli zaoszczędzę tyle pieniędzy, ile tylko zdołam, to kiedy będę mógł go spłacić? – Z procentami po jakichś trzydziestu dziewięciu latach. – Och... myślisz, że tak szybko? – Myśl realnie, Rap! Czy na miejscu Gathmora pozwoliłbyś odejść komuś takiemu, jak ty? Twoje dalekowidzenie jest dla niego bezcenne. Kocha swój statek i jest odpowiedzialny za jego załogę. Nie obdarzy cię wolnością. Faun westchnął i umilkł. Jego dalekowidzenie rzecz jasna czyniło go kimś wyjątkowym, był to jednak kapryśny talent. Tancerz Burzy nie potrzebował go od czasu pierwszego rejsu. Następne oznaczały dla Rapa ciężką pracę – za dużo wiosłowania, a za mało pływania pod żaglami – lecz nie wydarzyło się podczas nich nic szczególnego. A w tym chłopaku było coś więcej niż tylko nadprzyrodzony dryg. Miał zadatki na bardzo dobrego marynarza. Był kompetentny i godny zaufania. Nigdy się nie uskarżał ani nie wszczynał bójek. Robił, co mu kazano, jak gdyby był wdzięczny, że dano mu na to szansę. Nawet bez dalekowidzenia nie byłby człowiekiem, któremu Gathmor chętnie pozwoliłby się wymknąć. Również niemal wszystkie nie związane z nikim dziewczęta w Durthingu poważnie myślały o rosłym faunie. – Mówią – zauważył Ogi – że szczęście polega na udawaniu, iż zawsze chciało się tego, co się dostało. Rap zachichotał, nie oderwał jednak wzroku od płomieni. Ogi zaczynał odczuwać niepokój. Jeśli chłopak był nie w humorze, planowana na dziś operacja mogła przerodzić się w katastrofę