Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Scott pokręcił głową przecząco. Wyprowadził się ostatniej soboty. Gospodyni powiedział, że wyjeżdża na tydzień w interesach i od tego czasu wszelki słuch po nim zaginął. Yanbrugh skinął głową. Proszę poczekać na nas, rozejrzymy się. Jak się nazywa gospodyni? Jones, proszę pana. Wdowa. Jest wzburzona z powodu całej afery, jeśli wolno zauważyć. Pani Jones otworzyła drzwi, gdy tylko weszli na schodki; na pewno podpatrywała ich przez firankę. Miała pucołowatą twarz, wyblakłe, jasnoniebieskie oczy i wyglądała na zrzędę. Ubrana była w zieloną suknię. Pani Jones? Yanbrugh, nadinspektor ze Scotland Yardu. A to sierżant Dwyer. Chciałbym zadać pani kilka pytań na temat człowieka nazwiskiem Soames. Zdaje się, że mieszkał u pani? Panie nadinspektorze, naprawdę powiedziałam już wszystko temu młodemu człowiekowi, który tu był przed chwilą. Mógł przegapić jakiś szczegół tłumaczył cierpliwie Yanbrugh. Moglibyśmy zobaczyć pokój pana Soamesa? Kobieta poprowadziła ich schodami na górę ani na chwilę nie przestając narzekać. Co sobie pomyślą inni moi goście? A taki się wydawał porządny ten pan Soames. Prawnik, tak mi powiedział. I że ma praktykę w City. Jak długo mieszkał u pani? Od początku maja. Sześć miesięcy. Otworzyła drzwi na końcu wąskiego korytarza i wpuściła policjantów do schludnego, wygodnie urządzonego pokoju. W jednym rogu znajdowała się umywalka, dalej dwie eleganckie szafy na ubranie i czysto zasłane łóżko. Po przeciwległej stronie pokoju, oddzielonej od części sypialnej regałem pełnym książek, przy kominku stało biurko i dwa krzesełka; francuskie okno wychodziło na balkon od strony ogródka. Scott dokładnie przeszukał pokój odezwał się Dwyer. Nie znalazł żadnych papierów. Yanbrugh podszedł do biurka i otworzył szybko szuflady, jedną po drugiej. Wszystkie były puste. Ostrożny ptaszek z tego Soamesa zauważył. Dwyer przeszukał szafy i wyłożył na łóżko znalezione tam rzeczy: szlafrok, dwa garnitury i kilka koszul na wieszakach. Przeszukali dokładnie kieszenie. Nie znaleźli nic godnego uwagi: kilka zużytych biletów autobusowych, jakieś drobne; w szufladach komody znajdowało się trochę bielizny, kilka par skarpetek, kilka ręczników. Pani Jones przyglądała się rewizji z mieszaniną niepewności i zgrozy na twarzy. Yanbrugh bał się, że gospodyni zapyta ich o nakaz, którego nie mieli. Wychodząc z założenia, że najlepszą obroną jest atak, powiedział surowo: Powiedziała pani policjantowi Scottowi, że Soames wyjechał w ostatnią sobotę, czy tak? Tak, panie nadinspektorze, przed południem. Pamiętam to dokładnie, gdyż prosił o wcześniejszy lunch. Mówił, że się śpieszy na pociąg. Czy wziął taksówkę? wtrącił Dwyer. Na końcu ulicy jest stacja metra. W dzisiejszych czasach, gdy jest taki ruch na ulicach, prędzej dojedzie się kolejką niż taksówką. Soames nie powiedział pani, dokąd jedzie? Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy. Powiedział tylko, że udaje się w podróż służbową. I że wróci za tydzień, najpóźniej za dziesięć dni. Czy przedtem też wyjeżdżał? Tak, bardzo często. I nigdy nie zostawiał pani adresu, dokąd przesłać na przykład pilną korespondencję? Raz go o to spytałam. Powiedział, że to nie ma sensu, bo będzie ciągle w ruchu. A jak wyglądało jego życie towarzyskie? Dużo osób go odwiedzało? Nikt. Kiedyś mi powiedział, że nie lubi mieszać interesów z życiem prywatnym. To spokojny, dobrze wychowany dżentelmen i nie był zarozumiały. Zwykle wieczorem wychodził do pubu George'a na rogu, ale nigdy nie bawił tani dłużej niż pół godziny. Lubił telewizję i zajmował się ogródkiem. Miał rękę do kwiatów. A co z pocztą? Dostawał dużo listów? Pani Jones wzruszyła ramionami. Dwa, trzy listy na dzień, przeważnie okólniki czy coś w tym guście. Było tam coś interesującego? Mam lepsze rzeczy do roboty, niż przeglądać pocztę moich gości ofuknęła go kobieta. Nie chciałem powiedzieć, że pani jest wścibska tłumaczył cierpliwie Yanbrugh. Ale przecież musiała pani codziennie segregować pocztę; kobietę tak inteligentną uderzyłoby coś niezwykłego. Gospodyni odpowiedziała odruchowo: To zabawne, że pan o tym wspomniał, bo właśnie uderzyło mnie, że pan Soames dostawał zawsze pocztę z okolic Londynu, a w ostatnich dniach zaczęły do niego przychodzić listy z różnych miejscowości. Przypomina pani sobie którąś z nich? Były chyba dwa z Manchesteru i kilka znad jezior. W dniu wyjazdu dostał kartkę z Taunton; to jest na zachodnim wybrzeżu dodała. W zeszłym roku byłam tam na wakacjach. Dwyer, poruszony, postąpił krok naprzód, ale Yanbrugh wstrzymał go ruchem ręki. A te listy z obszaru Lake District, pani Jones, czy pamięta pani, z jakiej były miejscowości? Oczywiście powiedziała kobieta pamiętam dokładnie, bo zaraz na nie odpisywał. Odnosiłam listy na pocztę. Były adresowane do jakiegoś pana Granta w Kendal. Przypomina sobie pani adres? Kobieta pokręciła głową przecząco. Niestety nie. Był tam zawsze dopisek c.o" i jakieś nazwisko. Myślałam, że to jest jakiś pensjonat czy coś takiego. Przygładziła niecierpliwie włosy. Naprawdę, to już wszystko, co wiem, panie nadinspektorze. Yanbrugh uśmiechnął się do niej promiennie. Kochana pani Jones, nawet pani nie wie, jak bardzo nam pani pomogła. Nie będziemy już pani więcej niepokoić. Nadinspektor zbiegł po schodach Dwyer ledwo mógł za nim nadążyć otworzył drzwi i poszedł żwirowaną alejką do samochodu, gdzie czekał Scott. Poszczęściło się panu, panie nadinspektorze? spytał. Jeszcze jak! wykrzyknął Yanbrugh i zwracając się do Dwyera, dodał: Interesująca zbieżność, co? I Soames, i Pope są w kontakcie z kimś w Lakę District. Ale czego oni tam mogą szukać, na Boga?! denerwował się Dwyer. To wszystko nie ma sensu! Och, nie wiem powiedział Yanbrugh. Ale to odległe, odosobnione miejsce i o tej porze roku nikt im nie będzie przeszkadzać. Jeśli oni rzeczywiście tam są powiedział z naciskiem Dwyer. Yanbrugh uśmiechnął się krzywo. Gdy pan przepracuje w tym zawodzie tyle lat co ja, odkryje pan interesująca prawidłowość, sierżancie. Praca w policji to żmudna rutyna, stawianie pytań i szukanie odpowiedzi, bezczynne wyczekiwanie, mozolne składanie faktów w sensowną całość. Wiem o tym, panie nadinspektorze. Ale to jeszcze nie wszystko ciągną! Yanbrugh. Z biegle; czasu człowiek rozwija w sobie dodatkową zdolność; instynkt, ktoś mówi mu, że dana rzecz ma się tak a tak, mimo iż nie potrafi tego dowieść. Dobry glina musi mieć ten szósty zmysł. Wyjął z kieszeni fajkę i włożywszy ją do ust, z determinacją zacisnął zęby na ustniku. Soames i Pope są albo w Kendal, albo gdzieś w pobliżu powiedział