Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!
— Co to za 146 d depesza, je¶li można wiedzieć? — zapytałem wstaj±c z krzesła. — Kto cię niepokoi depeszami? — Redakcja. —- Wy¶piewała¶ sobie... Czego chc±? —• Reportażu, cyklu drobnych reportaży. — No wła¶nie. Rozleniwiła¶ się. Proponowałem ci, żeby¶ się wzięła, za pisanie. I co z tego? Siostra spojrzała na Monikę. — Jakim tematem interesuj± się w redakcji? — zapytała Stenia. — Każdym atrakcyjnym tematem. Podszedłem do niej bliżej. — Nie narzekaj na brak tematów — powiedziałem. — Chętnie opisałabym jednookiego operatora. Ale gdzie go szukać? I czy pozwoli o sobie pisać? — Znajdziemy go. Z pewno¶ci± udzieli wywiadu. Czy narzucili ci konkretny termin? — Tak. Pięć, sze¶ć dni... — Szelmy przeklęte! Stenia również podeszła do Moniki. — Gdyby pani wcze¶niej o tym pomy¶lała — rzekła siostra — wezwałabym atrakcyjnych pacjentów z naszej poradni. A s± tu tacy, o takich życiorysach, że można by ksi±żkę o nich napisać, — A nie mogłaby siostra wezwać kilku? — zapytała Monika. — Czemu nie? Zaraz wypiszę wezwanie. Wyjęła kilka wezwań i położyła na biurku. Podpisałem dziewięć blankietów akonto i poszli¶my z Monik± do gabinetu. Potem założyli¶my fartuchy i usiedli przy biurku. ¦-- Moniko, czy ciebie nie odwołuj±? __ Nie. Toż bjm'ci powiedziała, Robercie. — Jeste¶ podenerwowana. __ Ja nie kła^e. powiedziałam szczerze. Ke-dakcja ż±da repo^y. Czego mog± więcej z±dac. Najwyżej mogę * nimi zerwać kontrakt. — A z czego będziesz żyła? — Mam z czego żyć, Robercie. Zapalisz. — ¦licznie dzukuję. Za dużo palimy. — Owszem. ^ cóż... Reporterka to ciężki kawałek chleba. Qzasem faktycznie, trudno z tego wyżyć... — Ale jak si^ ma bogatego tatę... — Sk±d ty to Wliesz, Robercie? __ No widzis^ co¶ nieco¶ wiemy o sobie. — Ojciec -Wjegt milionerem. Po prostu ma udział w niewielkim zakładzie i t0*8^' 7 — Cóż r/a z^kład? Co ten zakład produkuje. — StrzykawQ_ strzykawki i nic więcej. — O, to mi±icie dobrze zarabiać. ^ — Tak sobiV ¦rednio. Ale można życ dostatnio. Ojciec proponował mi pracę w tym zafc a-dzie. Jak widz,isZ) po¶więciłam się reporterce. Nie chce być zale^ Nawet od rodzonego ojca. ' w uliczce niedopałek papierosa. J się koma oczy. Dziwna dzi^wezyna.;. Z czym ona się je? Musi być konfliktowa... Nie pr^zr tego. Ukrywa jedn± ze swoich wad-_ -zależniła się od ojca? No włazie. To ciekaw Prywatny za^ład produkcji strzykawek... Mogłaby 148 sobie lepiej żyć, a wybrała bardzo ciężki zawód. Czyż nie byłoby lepiej pogodzić się z ojcem? A może ona żyje z nim w zgodzie? Może dziennikarstwo to jej pasja? Toż i ja chcę co¶ pisać. Chciałbym co¶ nieco¶ opublikować... W pewnej chwili wydawało mi się, że Monika płacze. Wstałem zza biurka i podszedłem do niej. Dalej kryła w dłoniach oczy. Pochyliłem się i u-całowałem jej włosy. — Co ci jest, Moniko? — zapytałem. =— Nic, inic — odpowiedziała. —¦ Jeste¶ kochany, Robercie. i Wtem otworzono drzlwi wej¶ciowe. Cofn±łem się i znów usia&łem za biurkiem. Z pokoju zabiegowego dał się słyszeć bełkot dwóch pijanych mężczyzn i ostre uwagi siostry Steni. Zaczynała się popołudniowa harówa. Ale Monikę nie interesowały te przypadki. Muszę się skontaktować z KrzysiMem. On się trochę narkotyzował morfin±. Przez niego można hy złapać kontakt z jak±¶ niewielk± grupk± młodzieży... Tak, tak. I tu w Warszawie można natrafić na młodzieńców podrabiaj±cych lekarskie recepty. Tacy młodzi ludzie zainteresowaliby wiedeńsk± 'dziennikark±. 14 i pielęgniarek. 149 Po obchodzie pojechałem do poradni, gdzie umówiłem się z Monik±. Czekała na mnie w gabinecie. Przywitałem się z ni± i założyłem fartuch, — Co słychać, kochanie? -— zapytała. — Czy byłe¶ w szpitalu? — Owszem, byłem. — Jak się czuje twój operowany wczoraj pacjent? —¦ Do¶ć dobrze, — Badałe¶ go? — Oczywi¶cie. Chłop się trzyma dzielnie. Nie gor±czkuje. Sprawno¶ć kończyn górnych i dolnych zachowana. A tego się obawiałem... Bałem się, żeby nie naruszyć kręgu. Teraz już jestem przekonany, że nie naruszyłem. — Jak żyję nie widziałam podobnej operacji. — Ja także. To była sytuacja wyj±tkowa. Monika przytaknęła głow±. Nareszcie! Nareszcie zainteresowała się przypadkiem. Teraz przyst±pi do pracy. Z pewno¶ci± opisze ten zabieg. Sama przyznaje, że była to sytuacja wyj±tkowa. Niechże sobie pobazgrze w reporterskim notesie, Czyż to nie materiał na reportaż? Nagle trzask drzwi przerwał nam rozmowę. PóĽniej usłyszeli¶my czyj¶ bełkot. — Pewnie kto¶ z pacjentów? — rzekła Monika. — Tak