Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!
Wojna ukraiñskaoLwów, tak? - Wuj kiwa g³ow±, ale smutniei jakby my¶lami gdzie indziej. Ojcieczapala siê, g³os jego teraz podniesiony. Zgina drugi palecwyci±gniêtej nadsto³em rêki: Powstanie wielkopolskie, powstanie ¶l±skie, wojnapolsko-litewskaoWimo. Ja, broñ Bo¿e, nic nam nie ujmujê. Niemy¶lcie aniprzezchwilê,¿e ja w nasze pañstwo nie wierzê. Przeciwnie! Tylko, no,i fakty! We¼my rok dwudziesty, Angliamimo przyrzeczenia odmówi³a nam pomocy militarnej. Francja cofnê³a kredyty wojenne. Przenoszê wzrok z wuja to na ojca, to na pana Feliksa, to znów naojca. Ich podniecenie napawa mnietylko obaw±. A wiêc nie wszystkopewne, nie wszystko bezpieczne? Rok dwudziesty? Czyto by³owtedy? Nie, nie, mnie jeszcze wtedy nie by³o na ¶wiecie. Wiêcsk±d tofy pierwsze, dziecinne wspomnienie nagle wynurzonez pod¶wiado4 mo¶ci, ten obraz zatrzymany w pamiêci, wbity w ni±,wt³oczony: ulica, ojciec w mundurze, pasek przez pier¶, szabla. Po¿egnaj siêztatusiem, tatu¶ odje¿d¿a na wojnê. Dr¿ê przera¿ona rozpacz±tej chwili, przera¿ona wilgotnym g³osem matki, p³aczê nad jej bólem. Gdzieodje¿d¿a? Gdzie? 60 Warszawy. Nawojnê, odje¿d¿a z pu³kiemdo Warszawy. Tak, aleteraz, jak sam wuj mówi³, sytuacja Jest inna. Beckmawyst±piæw Genewie jako przewodnicz±cy Rady Ligi Narodów. 5 Przyznajê. Beck to bardzo zdolny dyplomata. Nas,rozumiecie,dusz± problemy wewnêtrzne. Przecie¿ zagranica zdaje sobie sprawê. Jedna trzecia naszej ludno¶ci to mniejszo¶cinarodowe. Ukraiñcyprzeciwko nam. Dopiero niedawno tragedia z zabójstwem Pierackiego! Ro¶nie procentbezrobocia! A ile ukrytego bezrobocia na wsi? Pan Kosior podniós³ siê dopo³owy, przechyli³ poprzez stó³: A skandalz Witosem? Przecie¿ on jeden umia³ porwaæ ch³opów. Czy nie mo¿na by³o? CzyPi³sudski nie móg³. ,? Bolejê nad tym. A Pi³sudski. Wogóle siê od kilku latnie pokazuje. Podobno pan Feliks¶ciszy³g³os chory? Wuj wzruszy³ ramionami. Spojrza³ naHalinê, na mnie, nakilkapar m³odych oczuwpatrzonych,wyczekuj±cych. Hukn±³: 197. A wy czego tu jeszcze przy stole? Na ogród, na powietrze! Dalej! Odskakujemy od sto³u. Dalej od polityki. W s³oñce. Na otwart± przestrzeñ. Id¼cie! Id¼cie! Ciotka W³adka w drzwiach. Jej ciemne,przymru¿one spojrzenie za nami. Przez otwarte okno urywekrozmowy: ... chory, ale przecie¿ pracuje. Samwidzia³em wBelwederze. Biegniemy na hu¶tawkê. Halina pierwsza: wysoka, warkoczeupiête nad g³ow±, ko³ysze siê w biodrach. Kiedy odwróci siê, zahaczyspojrzeniem spod. rzês jak wró¿ka znad roz³o¿onych kart, wtedyczujê:starsza ode mnie. Wie wiêcej. Chocia¿ tylko odwa lata starsza. Ale to ogrom ¿ycia. I ju¿mo¿na stop± szele¶ciæ po nie znanych dot±d¶cie¿kach. ZaHalin± równolatka, jej przyjació³ka Hanka. Ko³o grzêdy truskawek migaj± kolorowe spódnice. Obokstarszych dziewcz±t ch³opcy. Basia, siostra cioteczna, trzyma mnieza rêkê. Jest drobna,najm³odsza, ikiedy siê u¶miecha, na górnym policzku dr¿y ma³y,¶mieszny doleczek. Szepczemy i chichoczemy, a¿ Józek,naszrówie¶nik, wskakuje i: O czym wytak? Co za plotki? Za zagonami malin, pomiêdzy trzema ¶wierkami hu¶tawka,dwie szerokie ³awki. Wciskamy siê, chowamy w zielony cieñ. Skrawek niebanad nami. Niepojête jest nasze za¶lepienie: schwytanego w siatkê motyla. Umykaj±caspod stóp ziemia jest jeszcze ziemi±,do której tul±c siê znajdujemy schronienie. Wy¿ej! Wy¿ej! Piszczymy z uciechy. Schwytanarozbawionymi oczami ¶cie¿ka do lasuniknie w wysokiej, ¿ó³tej pszenicy. Przycicha pêd hu¶tawki. Teraz ju¿ leciutko, ³agodnie. Tylkoko³ysanie. Muszê wam powiedzieæ ten cudowny wierszWierzyñskiego. Halinazaczerwieniona,w³osy rozwiane, poprawia rêk± warkocze. Ca³ego nie pamiêtam, ale chocia¿ pocz±tek. Od wczoraj, jakprzeczyta³am wraca i wraca. Obudzi³am siê i zaraz ten wiersz; Jeno rado¶ci, rado¶ci,rado¶ciDla serci piersi, i oczu, i uszu,By¶my siê wszyscy, pokorni i pro¶ci,Stali jak ogród w miêsny pióropussu. Nic siê nie zmieni. Bêdziemy legend±. 198 By³o lipcowe po³udnie. Od studni pod górê szed³ mê¿czyzna. S³omiany kapelusz, bia³a koszula. Im bardziej zbli¿a³ siê, tym wy¿szy. Wygolony. Tylko w±sy. Zdj±³kapelusz. Czerwona prêga naczole. Niech bêdzie pochwalony. Na wieki wieków. Idê tak,a na ³±ce ch³opak pasie chudobê i grasobie nafujarce. £adnie sobie gra. A pansêdzianie w domu? Wuj przy bia³ychpoziomkach, za malinami, tam w dolince. Zawo³aæ? Q, nie! Pude samtam. A to. wnuczki? Tak, tylko my mówimy: wuju. Ja Bis jestem, o tu, z Dzierzkowic, Mywiemy, pan tu przychodzi³ do wuja. Bis idziepierwszy. Wysoki, pleczysty, koszula mokra od potu. Kapeluszna g³owie. Idzie, a Basia i ja za nim, Pójdziemy pieliæbia³e poziomki. Chcesz? Wuj na pagórku, wyprostowa³ siê, naci±ga miê¶nie zdrêtwia³e odpielenia. Pozna³Bisa, podniós³ rêkê do góry: 0! Bis! No, chod¼cie! Niech bêdzie pochwalony. Bis wie dobrze, ¿e sêdzia doko¶cio³a chodzi rzadko. Najwiêcej, ¿eby na plebani! popijaæ winoz proboszczem, rozmawiaæ. Niektórzy na niego, ¿e ateista, inni; dziwak. Na wieki,wieków. Susza, co? No, a co tam. Bis? Przyszed³em do panasêdziego za porad±. - No? Wuj wyci±gn±³ z kieszeni du¿± bia³± chustkê, otar³spocon± twarz i szyjê. Noto co? Procesujecie siê? Nie! Chod¼my w cieñ, pod drzewa, otam, gdzie'hu¶tawka. Szli oboksiebie. Bis wy¿szy, szczuplejszy. Dwas³omianekapelusze, dwie bia³e koszule, dwie pary parcianychspodni. Bis wyci±gaz kieszenilist. Usiad³ na ³awce hu¶tawki. Poda³ z³o¿ony listsêdziemu. Edek pisze, chce i¶æ na zawodowego. Oficerem chce byæ. A gdzie on teraz? Podchor±¿ówkê koñczy. I tak mi pisze. Na zawodowego, mówicie? 199. Bis zdj±³ kapelusz, nogi mocno wparte w ziemiê, hu¶tawka anidrgnie. Patrzy na sêdziego. Wuj Stefan czyta list. Zdj±³ kapelusz. Zielony, ch³odny cieñ ¶wierków. Od lasuwraca Halina,za ni± Hankai ch³opcy. Z daleka s³ychaæ, jak ¶piewaj±: ' Posia³em se owiesek,Ale on mi nie zesed. Posadzi³em burakiZjad³ymi ichpêdraki. Bis pochyla siê do wuja Stefana, rozk³ada rêce,t³umaczy. Moja kobita wolahby naksiêdza. Ja sobie uk³ada³em na doktora. Piniendze by siê znalaz³y. Z bidnym niemówiê, co? Wuj roze¶mia³ siê. Nie bidny, niebogaty, ale by siê znalaz³y. Aleon chcenaoficera. Jak nie, to mówi, do Amerykichcejechaæ