ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

To, co dotychczas powiedziałem, jest ze stanowiska wiedzy, nagromadzonej historycznie, całkowicie obłędne. Nic jednak nie może nam wzbronić przeprowadzania myślowych eksperymentów z najdowolniejszymi założeniami, byle były one logicznie niesprzeczne. Kiedy więc przystajemy na obraz Kosmosu-Gry, powstaje szereg pytań, na które trzeba udzielić niesprzecznych odpowiedzi. Są to pytania o stan początkowy przede wszystkim: czy możemy cokolwiek wnosić o nim, czy możemy dojść wnioskowaniem warunków wyjściowych Gry? Acheropoulos sądził, że to jest możliwe. Po to, aby w nim powstała Gra, musiał Prakosmos posiadać określone własności. Musiał być taki na przykład, aby mogły w nim powstać pierwsze cywilizacje: a zatem nie był fizycznym chaosem, lecz podlegał jakimś prawidłowościom. Te prawidłowości nie musiały jednak być uniwersalne, to jest wszędzie takie same. Prakosmos mógł być niejednorodny fizycznie, mógł stanowić jakby mieszaninę różnopostaciowych fizyk, nie w każdym miejscu tożsamych i nawet nie w każdym miejscu tak samo dookreślonych (procesy, zachodzące pod władzą niedookreślonej fizyki, nie przebiegają zawsze tak samo, chociaż ich startowe warunki mogą być analogiczne). Acheropoulos założył, że Prakosmos był właśnie taki "łaciaty" fizycznie i że cywilizacje powstać mogły tylko w jego nielicznych miejscach, znacznie od siebie oddalonych. Acheropoulos wyobrażał sobie Prakosmos jako fizyczny odpowiednik plastra pszczelego; czym w plastrze komórki, tym w Prakosmosie miały być regiony czasowo ustabilizowanej fizyki, odmiennej wszakże od fizyki regionów sąsiednich. Każda cywilizacja, rozwijając się w takim zamknięciu, w izolacji od innych, mogła sądzić, że jest samotna w całym Uniwersum, a rosnąc w energię i wiedzę, starała się nadawać otoczeniu cechy stabilności, i to w rosnącym promieniu. Gdy się to jej udawało, po bardzo długim czasie cywilizacja taka zaczynała się stykać - swoimi odśrodkowymi pracami - z fenomenami, które nie były już tylko naturalną żywiołowością otaczającej czasoprzestrzeni, lecz były przejawami prac innej cywilizacji. Tak właśnie kończyła się, podług niego, pierwsza faza Gry, faza wstępna. Cywilizacje nie kontaktowały się bezpośrednio, lecz zawsze tylko tak, że fizyka, ustanowiona przez jedną, natrafiała podczas ekspansji na fizyki sąsiednich. Fizyki te nie mogły przechodzić w siebie bezkolizyjnie, ponieważ nie były tożsame; a nie były tożsame, ponieważ nie były takie również warunki startowe bytowania każdej oddzielnie wziętej cywilizacji. Zapewne, sądził Acheropoulos, poszczególne cywilizacje nie zdawały sobie przez dłuższy czas sprawy z tego, że nie wnikają już dłużej, swymi pracami, w materialny żywioł całkowicie obojętny, ale że się stykają ze sferami intencjonalnie poczętych robót - innych cywilizacji. Do zrozumienia tego stanu rzeczy doszło stopniowo. Ustalenia te, które nie zachodziły na pewno jednocześnie, otwarły następną, drugą fazę Gry. Pragnąc uprawdopodobnić tę hipotezę, Acheropoulos przytacza w "Nowej Kosmogonii" szereg wyimaginowanych scen, ilustrujących ową epokę kosmiczną, kiedy to niejednakowe w naczelnych prawach Fizyki ścierały się z sobą, a fronty ich zderzeń stanowiły gigantyczne erupcje i pożary, bo wyzwalały się w nich olbrzymie ilości energii - w anihilacjach i transformacjach różnej postaci. Miały to być kolizje tak potężne, że ich echo do dziś dnia jeszcze drga w Uniwersum - jako tak zwane promieniowanie residualne (śladowe), które astrofizyka rozpoznała w latach sześćdziesiątych i przypuszczała, iż są to ostatnie resztki udarowych fal, wywołanych eksplozywnym powstaniem Kosmosu z jego niemal punktowej zarodzi. Albowiem taki wybuchowy model kreacji był podówczas uważany przez wielu za wiarygodny. Lecz po dalszych eonach cywilizacje, każda niejako na własną rękę, doszły tego, że prowadzą antagonistyczną Grę nie z żywiołem Natury, lecz - bezwiednie - z innymi cywilizacjami; otóż tym, co określiło ich dalsze strategie, był fakt zasadniczej niekomunikowalności, braku łączności z innymi, ponieważ nie można z obszaru jednej Fizyki przesłać żadnej informacji w obszar innej. Każda z nich musiała więc działać w pojedynkę; kontynuacja dotychczasowej taktyki byłaby bezprzedmiotowa lub wręcz zgubna; zamiast trwonić wysiłki we frontalnych zderzeniach, należało się zjednoczyć, ale bez jakiegokolwiek porozumienia wstępnego. Decyzje takie, powzięte znów niejednocześnie, doprowadziły przecież w końcu do przejścia Gry w jej fazę trzecią, która toczy się jeszcze teraz. Albowiem praktycznie cały zbiór psychozoików Wszechświata prowadzi grę zarazem solidarystyczną i normatywną. Członkowie tego zbioru zachowują się niczym załogi okrętów, lejących podczas burzy oliwę na rozhukane fale; jakkolwiek nie uzgodniły tego postępowania, będzie ono przecież korzystne dla wszystkich. Każdy gracz działa więc podług strategii minimaksowej: istniejące warunki zmienia tak, by maksymalizować pospólną korzyść, a minimalizować szkodę. Dlatego aktualny Kosmos jest homogeniczny i izotropowy (zarządzają nim te same prawa i nie ma w nim wyróżnionych kierunków). Własności, jakie Einstein wykrył w Uniwersum, są rezultatami decyzji podjętych z osobna, lecz tożsamych ze względu na tożsamą sytuację graczy, ale tożsama była ich sytuacja strategiczna na początku, a niekoniecznie - fizyczna. To nie jednorodna Fizyka zrodziła strategię Gry