Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Ojciec mi nie pozwala. Ale mogę posłuchać muzyki i potańczyć. Chodź ze mną. Zobaczysz, jak my się bawimy. Nikos był recepcjonistą w hotelu, który należał do jego ojca. Wychowywał się w małej wiosce, ale miał styczność z wieloma cudzoziemcami i nauczył się angielskiego, niemieckiego i francuskiego. Indy spojrzał w stronę tawerny. Wahał się, ale Nikos nalegał: - Daj mi te książki. Położę je za biurkiem. Ty też możesz się trochę rozerwać. Wzruszył ramionami. - Okay. Ale tylko na kilka minut - podał chłopakowi plecak i patrzył jak ten znika w hotelu. Indy nie chciał obrazić Nikosa. Był wartościowym źródłem informacji i chyba jedyną osobą, która z nim rozmawiała. Poza tym drink przed spaniem dobrze mu zrobi, ale tylko jeden. Chciał być w swoim pokoju najpóźniej o północy. Nikos rozmawiał z Indym po angielsku i zadawał wiele pytań o Amerykę. Pewnego razu chciał wiedzieć, czy to prawda, że są tam miasta pełne samochodów i że w każdym domu jest radio. Innym razem pytał, czy Ameryka jest większa niż Grecja i Turcja razem wzięte. Indy odpowiadał mu, jak tylko mógł najlepiej, a w zamian Nikos dostarczał mu ciekawych informacji o tym, co się działo w wiosce i w ruinach. Od Nikosa dowiedział się, że Dorian i Doumas sprzeczają się o niego. Nikos nie słyszał wszystkiego, ale powiedział Indy'emu, że Doumas narzekał na jego brak kwalifikacji do pracy w ruinach i że uskarżał się, iż jego obecność jest obrazą wszystkich greckich archeologów. Doumas był wściekły, gdy Dorian nie chciała ustąpić. Teraz Indy znał powód jego gniewu. Musiała powiedzieć mu, że chce, aby Indy zszedł do szczeliny po tablicę. - Chodźmy - rzekł Nikos, pojawiając się w drzwiach. - Zabawimy się dzisiaj. Chodziłeś do tawern w Atenach? Indy pokręcił głową. - Nie miałem czasu. 85 - Najlepsze są na Platia Phlomouson Hetairae - Nikos szedł obok niego, wymachując rękami. - Plac kurtyzan kochających muzykę - powiedział Indy. - Tak. Twoja greka jest bardzo dobra. Gdy zbliżyli się do tawerny, Indy usłyszał nikły, ale piskliwy jęk, którego wcześniej nie zauważył. - Co to za hałas? - To nie hałas. To muzyka. To askomandra, wiesz, rodzaj wielkiej piszczałki. Tylko że zrobiona jest ze skóry owcy. - Nigdy o tym nie słyszałem. Czy gdzieś tu w okolicy grająjazz? - Jazz? Co to jest jazz? Indy zaśmiał się w myślach. - Chyba nie. Jak będziesz w Chicago, to zabiorę cię do Dream-landu, żebyś zobaczył kapelę jazzową. - Dreamland j est w Ameryce?* - Niektórzy tak mówią - Indy otworzył drzwi i weszli do tawerny. - Świetnie. Chcę pojechać do Ameryki - krzyknął Nikos ponad kako fonią dźwięków. Na środku sali mężczyźni tańczyli w kole w rytm tradycyjnej greckiej muzyki przy akompaniamencie askomandry. Indy rozejrzał się wokoło czując, że nie pasuje do tego miejsca. Ale prawie natychmiast pojawił się kelner w białej koszuli i podał mu drinka. - Ouzo - powiedział Nikos, gdy Indy trzymał szklankę i wpatrywał się wjej przeźroczystą zawartość. - Myślałem o piwie. Nikos pomachał ręką i pokręcił głową. - Tu nie ma piwa. Tylko ouzo, retsina, rakii aretsinoto. - Oczywiście - rzekł Indy i z niechęcią spojrzał na napój. - Gdy jesteś w Delfach, zachowuj się jak delfiny. Kilku mężczyzn wokoło przyglądało się Indy'emu. - On jest z Ameryki - obwieścił głośno Nikos. Skinęli głowami i wznieśli szklanki, jak gdyby pokazując, jak należy pić. Gdy wychylił pachnący anyżem płyn, dwaj mężczyźni poklepali go po plecach, jakby gratulując mu. Nikos rozglądał się z dumą. Jeden z mężczyzn, podstarzały, ze zniszczoną marynarską czapką na głowie, podszedł do niego i wymamrotał coś. Indy potrząsnął głową, nie będąc w stanie dosłyszeć go przez hałas. Nikos nachylił się do ucha Indy'ego i powiedział głośno: - To szalony starzec. Mówi o dawnych bogach. ! Dreamland - z ang. kraina marzeń" - (przyp. tłum.). 86 - Co powiedział? Nikos pokręcił głową. Starzec j ednak był natarczywy. Klepnął Indy' ego w pierś i przemówił ponownie. Indy spojrzał na Nikosa. - Coś o Pytii. - Co o Pytii? Nikos porozmawiał ze starcem, który spojrzał na Indy'ego i znów zamruczał. - No, o co chodzi? - zapytał Indy, gdy Nikos się nie odzywał. - Mówiłem ci, że on jest nienormalny. Nazywają go tu Szaleńcem. - Ale co powiedział? - dopytywał się Indy. - Twierdzi, że Pytia złapała cię mocno i... -I co? - .. .i połknie cię jak małą myszkę. Właśnie to powiedział. Indy wyszczerzył zęby w uśmiechu i pochylił się do Nikosa. - Powiedz mu, że jeszcze jej nie spotkałem. Ale kiedy spotkam córkę węża, to na pewno ją poznam. Inny stary Grek podszedł do Szaleńca, poklepał Indy'ego po ramieniu i przemówił niewyraźnym głosem. Nikos tłumaczył: - Zaprosił cię, żebyś go odwiedził i spróbował jego domowej retsiny. - Dzięki - Indy uśmiechnął się i skinął głową. - Ten wynalazek smakuje straszliwie. Mężczyzna, który nie zrozumiał ani słowa, pokiwał z zadowoleniem głową. Indy i Nikos wybuchli śmiechem. - Przyjazna gromada - rzekł Indy, ale jak tylko wypowiedział te słowa, jego uśmiech nagle zniknął. Krąg tańczących mężczyzn rozdzielił się i rozproszył, stwarzając lepszy widok na drugą stronę sali. Przy stole pod ścianą siedział Doumas, a wraz z nim znajomo wyglądający mężczyzna z kręconymi włosami. Jego widok sprawił, że Indy poczuł się nieswojo. Próbował przypomnieć sobie, gdzie go widział; to był jeden z tych dwóch, którzy śledzili jego i Dorian na Akropolu. Był tego pewien. - Nikos, kto to rozmawia z Doumasem? Nikos wyciągnął szyję. - Nazywa się Panos. Jest z Aten, ale urodził się tutaj. Przyj eżdża odwiedzić swoją matkę. Przywozi ze sobą syna. - Skąd Doumas go zna? 87 - Stephanos zna wszystkich. Chciał się przekonać, jak mężczyzna zareaguje na jego widok i zaproponował, aby poszli tam i przywitali się z Doumasem. Nikos pokręcił głową. - Myślę, że to nie jest dobry pomysł. - Dlaczego nie? - Panos nie jest przyjazny, szczególnie wobec ludzi, takich jak ty, to znaczy obcokrajowców. - Cóż, to jest duży świat. Będzie musiał to znieść. - Indy zaczął przeciskać się przez tłum, ale Doumas zauważył go i podniósł się, stając między nim a Panosem. Pierwszego dnia, gdy Indy przyj echał, Doumas przy każdej okazj i chwalił się swoją wiedzą o Delfach i o archeologii w ogóle. Następnego dnia, gdy dowiedział się, że Indy nie jest nawet studentem archeologii, zaczął go po prostu ignorować. - Dobry wieczór, Stephanos - powiedział swobodnie. - Kim jest twój przyjaciel? Chyba go jeszcze nie poznałem. - Zajmij się swoimi sprawami, Jones. Indy wzruszył ramionami. - W porządku - zaczął się odwracać, ale zamiast tego obszedł otyłego archeologa i postawił na nogi Panosa. - Cześć. Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego. Pokręcił głową. - Ja nie angielski. - Ja cię znam - powiedział, gdy muzyka zaczęła grać. - Bawiliśmy się w chowanego na Akropolu. Doumas chwycił Indy'ego za ramię. - Jones, co ty, do cholery, wyprawiasz? - krzyknął. Wbił łokieć w brzuch Doumasa i wyzwolił się z jego uchwytu