They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

— Niedo¶wiadczona. Tak? — To tak, jak być ¶więt± — powiedział. — Po prostu zaakceptuj to. A więc tak to było: On potrzebował mojej niewinno¶ci i dopóki byli¶my razem, byli¶my silni w osobliwy sposób, a gdyby¶my się roz- dzielili, byliby¶my słabi i można by nas zniszczyć. — Proszę, nie opuszczaj mnie znów — powiedział łagodnie. — Dobrze — odparłam. Istniało mnóstwo przyczyn, aby zostać, ale przede wszystkim nie miałam dok±d pój¶ć. Jednak znalazłam się w nowej sytuacji — Millroy miał więcej suk- cesów i więcej kłopotów. — My¶l±, że chcę im przewodzić. Nie, ja chcę ich poł±czyć. Gdy szedł ulic±, ludzie krzyczeli: „Dzień Pierwszy!" Millroya zaczepiali rodzice, którzy chcieli wiedzieć, co się stało z ich dziećmi. Ja odbie- rałam telefony, więc wiedziałam, że stale mu grożono: „Pożałujesz tego...", „Gdzie jest moja córka...?", „Wylecisz w powietrze..." Matka Dedricka zagroziła, że spali restaurację, je¶li jej syn nie wróci do domu. — Tu jest jego dom — wyja¶niłam. Millroy szeptał mi, co mam powiedzieć. — A teraz Dedrick jest w Chicago. — Ty się znajdziesz w szpitalu, jeżeli ja nie znajdę mego syna. Z redakcji gazet i magazynów wci±ż dzwonili, chcieli więcej ma- teriałów. Millroy odmawiał, ale oni wci±ż o nim pisali. — Nie chcę współpracować, a więc s±dz±, że musz± mnie sportre- tować jako hipokrytę, takiego samego jak wszyscy — brat Bakker, brat Swaggart, brat Gantry, ojciec Mapple albo jaki¶ Flannery 0'Con- 290 nor, który grzmi o potępieniu. Musz± dowie¶ć, że jestem grzeszni- kiem. Próbuj± mnie ukrzyżować. — Przecież się nie boisz — powiedziałam. — Oczywi¶cie, że nie. Ponieważ widziałem prawdę i dotkn±łem jej moimi dłońmi. — I zjadłe¶ j±. — Tak, aniołku. Wchłon±ł j± mój organizm. Wydawało się, że jest pewny siebie, ale podczas następnego swo- jego programu był w innym nastroju. Miał przy sobie globus — mó- wi±c, obracał nim. „Jaki jest najzwyklejszy ptak w Biblii — zwyklejszy niż goł±b?" Odczekał chwilę. „Orzeł, amerykański orzeł". Reszta programu doty- czyła nadziei w Ameryce — tę nadzieję ofiarowuje nasza ¶wieża żyw- no¶ć, nasze pola pszenicy, nasza ¶wietna hydraulika oraz jego misja uwolnienia Ameryki od otyło¶ci, raka odbytu, zahamowania procesu starzenia, tak aby każdy z nas żył dwie¶cie lat. Był to jeden z najpopularniejszych programów — program amery- kańskiego orła. Ludzie pisali, prosili o ta¶my wideo i przepisy. A jed- nak w±tpliwo¶ci nadal go trapiły. — Nie ma gdzie się ukryć w Ame- ryce. Wszyscy znaj± twarz Millroya. Raz był w dobrym nastroju, raz w złym. „Czy to moja wina?" — my¶lałam. Sytuacja pogorszyła się z powodu Troya. Millroy często mnie py- tał: „Czy on cię obserwuje?" Czasem zwracał się bezpo¶rednio do niego: „Synu, gdzie s± twoje oczy?" Syn Troy tylko się u¶miechał i mówił: — Pracuję, szefie. Nie mam czasu na obijanie się. Wskutek tych wszystkich rozmów prowadzonych w ¶rodku nocy byłam senna i pewnego dnia drzemałam w kuchni, siedz±c za schoda- mi. ¦niło mi się, że czuję czyj¶ oddech przy mojej twarzy, a tu kto¶ co¶ szepce. Obudziłam się i okazało się to prawd± — Troy zbliżył swoj± twarz do mojej i mocno trzymał mnie za rękę. Miał otwarte usta, jego język drżał i wygl±dał tak, jakby miał zamiar oblizać mi twarz. — Chcę poznać twój sekret, mały faceciku — wyszeptał. 291 Millroy pewnie usłyszał te słowa, przecież twierdził: „Słyszę, jak ro¶nie trawa". W każdym razie zobaczył Troya chyba przez ¶cianę, maj±c± osiem cali gipsu i cegieł. Zjawił się nagle, bardzo cicho, jakby jego stopy nie dotykały pod- łogi i stan±ł przed mrucz±cym chłopcem. — Au... — wymruczał Troy, próbuj±c co¶ powiedzieć, ale był zu- pełnie sparaliżowany, nie mógł ani mówić, ani wstać. Millroy położył na nim rękę i chociaż go nie dotkn±ł, Troy upadł. Przekoziołkował i zacz±ł się gramolić na czworaki jak przestraszony ¶wistak. I dopiero przy kontuarze powoli wstał. — Wyno¶ się! — zawołał Millroy. — I nigdy nie wracaj! Inni synowie i córki obserwowali tę scenę, ale się nie poruszyli. Słyszałam ich szepty: „Co on robi?" Troy rozpłakał się. — Ktokolwiek podniesie rękę w gniewie, zostanie zniszczony — oznajmił Millroy. — Troy nie chciał mnie skrzywdzić — powiedziałam. — Bardzo się cieszę, że w to wierzysz — rzekł i ukrył się na zapleczu. Innego dnia jaki¶ facet poprosił o szklankę wina. Peaches go ob- sługiwała. Przyniosła wino Dnia Pierwszego — z dzbana wlała do fi- liżanki i postawiła przed nim. — ZaprowadĽ mnie do kierownika — powiedział i wyci±gn±ł służ- bow± legitymację. Nazywał się Wayne Weible. Peaches rozpłakała się i płakała, nawet gdy Millroy przyszedł, aby zapytać, o co chodzi. — Dziewczyna jest za młoda, by serwować trunki. Stanowi to po- gwałcenie licencji na sprzedaż alkoholu. Dotarły do nas skargi i teraz będziemy musieli zamkn±ć lokal