They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. - zgodzi³a siê kobieta i podnios³a siê z klêczek. - Cesarzowa nie widzia³a powodu, ¿eby robiæ szum wokó³ tego zdarzenia i jeszcze w przysz³o¶ci ¶ledziæ jego skutki. Opu¶ci³a ¶wi±tyniê. Benedyktyn odczeka³ chwilê, nim wyszed³ na zewn±trz. Palermo nurza³o siê w pomarañczowoczerwonym ¶wietle zachodz±cego s³oñca. Mnich pospieszy³ z powrotem do ko¶cio³a San Giovanni. Ko¶ció³ by³ pusty - rzecz niezwyk³a w godzinie nieszporów. Drzwi do zakrystii sta³y otworem. U sufitu, na przed³u¿eniu ¿elaznego ³añcucha od lampki oliwnej, wisia³ zakrystian. Sznur wokó³ jego szyi by³ cienki i wcina³ siê w nabrzmia³e sine cia³o, wywieszony jêzyk mia³ kolor granatowy. Pod wisielcem le¿a³ przewrócony sto³ek, trudno to by³o jednak uznaæ za samobójstwo - pachnia³o tu raczej wykonaniem wyroku. Owa woñ chwyci³a benedyktyna za trzewia. Zamkn±³ drzwi do prezbiterium i przykucn±³ w k±cie. Ledwie siê zd±¿y³ wypró¿niæ - ¶ciemni³o siê tymczasem - gdy za zakratowanym oknem pojawi³a siê jaka¶ sylwetka i zapukano w umówiony sposób. Benedyktyn podniós³ siê chwiejnie i zobaczy³ mnicha o twarzy prawie ca³kowicie zas³oniêtej opuszczonym kapturem. Dla benedyktyna tylko jedno by³o teraz wa¿ne: nie zostaæ samemu z zakrystianem powieszonym na ³añcuchu i niewidzialnym katem na karku. Z wahaniem przesun±³ miêdzy ¿elaznymi sztabami pergaminow± kie³baskê, któr± zakapturzony cz³owiek skwapliwie chwyci³. - Nie chcesz wiedzieæ, gdzie j± przechowywa³em? - próbowa³ obudziæ ciekawo¶æ pos³añca. - Nie czujesz nic? - Zrozpaczony benedyktyn uczepi³ siê kraty. - Dowiedzia³em siê jeszcze wiêcej, dowiedzia³em siê prawdy! Tamtego wszak¿e poch³onê³a ju¿ ciemno¶æ. Benedyktyn chcia³ za nim wo³aæ, zawróciæ go, lecz zmieni³ zamiar. Zabarykadowa³ drzwi, postanowiwszy jako¶ przeczekaæ noc. Podszed³ znów do okna i spogl±da³ na kaktusy, których owoce l¶ni³y w srebrzystym ¶wietle ksiê¿yca. Umilk³o ju¿ monotonne dzwonienie cykad. Nie widzia³ nikogo, nie s³ysza³ ¿adnego d¼wiêku, a przecie¿ na zewn±trz czaili siê mordercy. Cofn±³ siê od okna, ale nie odwa¿y³ siê spojrzeæ na wisielca. Rozebra³ barykadê, unikaj±c ha³asu. Musi siê odwa¿yæ wyskoczyæ w noc, nie ma innego wyj¶cia. I wtedy ponownie zastukano do okna. Benedyktyn potykaj±c siê podbieg³ do kraty i wcisn±³ twarz miêdzy prêty. Ujrza³ przed sob± spiczasty nos i zezuj±ce oko. Za pó¼no poj±³, ¿e to nie pos³aniec. W±¿ rzuci³ siê naprzód; nie sykn±³ nawet, lecz b³yskawicznym ruchem wbi³ zêby w wargi benedyktyna. Ten szarpn±³ siê, zatoczy³ i run±³ na wznak. WODOTRYSKI Otranto, lato 1244 - W ten sposób odczuli¶cie, panie, na w³asnej skórze - odezwa³a siê hrabina Otranto - jak norny* [* Norny - w mitologii germañskiej boginie losu, podobnie jak greckie mojry czy rzymskie parki.] swym dzia³aniem przysparzaj± ludziom ma³o rado¶ci i wiele zmartwieñ, podobnie jak wiedza o zbyt wielu rzeczach mo¿e staæ siê ciê¿arem. Meden agan!* [* Meden agan (gr.) - nigdy za wiele; tu w zn.: co za du¿o, to niezdrowo.] - Nosicie, pani, ten ciê¿ar z wdziêkiem i godno¶ci± - pocieszy³ j± na swój mrukliwy sposób rycerz zakonu krzy¿ackiego - i pobudzili¶cie moj± ciekawo¶æ. Statku, na który czekacie, jeszcze nie widaæ... Podszed³ ku niej i teraz oboje spogl±dali na morze. Gdy jednak zachêta nie sk³oni³a Laurencji do podjêcia w±tku, Zygisbert poczu³ siê zobowi±zany przerwaæ milczenie. Uczyni³ to niezgrabnie, zacinaj±c siê. - Kiedy cesarz odwiedzi³ wreszcie Jeruzalem, zosta³em przedstawiony przebywaj±cemu tam wielkiemu mistrzowi zakonu krzy¿ackiego i wkrótce do zakonu przyjêty. - G³adka niebieska p³aszczyzna, która jak aksamit rozpo¶ciera³a siê pod nimi, wci±¿ by³a pusta. - Kontaktu z Fachrem ad-Dinem nigdy nie zerwa³em. Gdy zmar³ przyjaciel Fryderyka, su³tan al-Kamil, jego syn i nastêpca, Ajjub, podniós³ mego dobroczyñcê do godno¶ci wielkiego wezyra Egiptu... Je¶li rozmawiaj±cy s±dzili, ¿e ich spotkanie odbywa siê bez ¶wiadków, mylili siê. Za brzuchatymi terakotowymi wazami zdobi±cymi balustradê przyczai³y siê dzieci. Jeza jak zawsze dowodzi³a swym ma³ym towarzyszem zabaw. Wdrapali siê z ogrodu po sko¶nej rynnie - czego zabrania³a im Laurencja - przele¼li na czworakach po wystaj±cym dachu i uczepili siê wystêpu poni¿ej balustrady. Jeza postawi³a Rosza na pochy³ych ceg³ach przy ¶cianie, kaza³a mu sple¶æ d³onie i wspiê³a siê po chwiej±cym siê ch³opcu jak po sk³adanej drabinie. Potem podci±gnê³a siê po zwisaj±cych ga³êziach bugenwilli i w koñcu przywar³a do rynny za wazami. Nie skrzywi³a siê nawet, gdy Rosz, aby siê obok niej wcisn±æ, wykrêci³ jej bole¶nie rêkê. Byli teraz ukryci przed spojrzeniami doros³ych, których g³osy s³yszeli nad sob±. Wygrzewaj±ce siê w s³oñcu sp³oszone na chwilê jaszczurki wróci³y niebawem, dzieci bowiem nie porusza³y siê, nie drgnê³y nawet wtedy, gdy us³ysza³y, ¿e ich szukaj±