ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Masz. 1987. AMŻ-4.). Podobne wypowiedzi padają we wspomnieniach wielu Laskowiaków. Przyjrzyjmy się stosowanym przez niego kryteriom w sprawie podejmowania przez nich dalszej nauki, wyższych studiów, wyboru pracy zawodowej. W Laskach od początku przykładano wielką wagę do dalszego kształcenia zdolnych uczniów i kierowano ich do liceów dla widzących. Ruszczyc, który w pełni ten pogląd podzielał, miał na ten temat własne zdanie: był przeciwny uczeniu się bez równoczesnej pracy zawodowej. Uważał, że dorosłego człowieka winno być stać na łączenie jednego z drugim. Pokonywanie trudności połączone z większym wysiłkiem świadczy o prawdziwej rehabilitacji niewidomego. Jego uczęszczanie do szkół dla widzących spełnia ważne zadania społeczne, uświadamiając tym ostatnim problemy ludzi pozbawionych wzroku. Daje pole do nawiązywania szerokich kontaktów, stwarza okazję do dobrych małżeństw z widzącą dziewczyną. Pan Henryk był w zasadzie przeciwny zalecaniu się do widzących panien. Był zdania, że to chłopcy powinni zwracać na siebie uwagę i budzić sympatię całą swą postawą, stosunkiem do nauki i do innych ludzi. "Stać was na to, - mawiał - by ktoś się na was poznał jako na ludziach wartościowych"* (Rozm. MŻ z Janem Michalikiem. Masz. 1985886 AMŻ-4.). Był przeciwnikiem przerzucania się z jednego zawodu na drugi, nowości i łatwizny. Jeśli człowiek raz coś wybrał, musi w tym wytrwać. Jego zdaniem, decyzję o podjęciu wyższych studiów, nawet gdyby się miało zacięcie na intelektualistę, można powziąć dopiero po opanowaniu dwóch zawodów praktycznych. W sprawach zatrudnienia dbał o tzw. rejonizację, czyli znalezienie pracy w dzielnicy kraju, z której absolwent pochodził, o ile możności w pobliżu własnej rodziny. Zależało mu na tym szczególnie, gdy chodziło o absolwentki Szkoły Specjalnej dla uczniów z lekkim upośledzeniem umysłowym. Unikał za wszelką cenę umieszczania ich w bursach lub hotelach robotniczych. Bardzo był też przeciwny mieszkaniu byłych wychowanków we wsi Laski lub najbliższej okolicy. Miał znakomitą znajomość ich spraw, stanu zdrowia, zaradności, pracowitości, zalet i wad, stosunków rodzinnych. W rozmowach z byłymi wychowankami był szczery, otwarcie mówił, dlaczego tak a tak postąpił. Nie łudził, nie przygnębiał, budził wiarę we własne siły - "Przyszłość zależy od nas" - mawiał. W czasie wizyt, jakie składali mu absolwenci, interesował się dosłownie wszystkim: sprawami osobistymi, rodzinnymi, pracą zawodową, nawet planami rozwojowymi odnośnych spółdzielni. Nieraz absorbowały go pozorne błahostki, dla niego miały zawsze swoje znaczenie. W ostatnich latach życia, gdy już nie mógł prawie mówić, kazał sobie dużo opowiadać i wszystko to w siebie wchłaniał. Przejmował się problemami wychowanków, jak własnymi, przeżywał ich sukcesy, martwił niepowodzeniami, wczuwał w indywidualną sytuację każdego. Przejdźmy do konkretnych przykładów. Spośród licznych relacji wybieramy na przykład historię Józefa Penksy. W 1956 r. ukończył on Zasadniczą Szkołę Zawodową w Laskach, w dziale mechanicznym i zaczął marzyć o dalszym kształceniu się, ale w radiotechnice. Do Ruszczyca przyszedł na rozmowę na ten temat z wielkim niepokojem, wiedząc dobrze, na co się porywa. Pan Henryk wcale jego pragnienia nie potraktował jako niepoważną zachciankę, nie wspomniał ani jednym słowem, że dotąd w Polsce tylko jeden niewidomy obrał ten kierunek. Z miejsca zabrał się do starań, aby sprawę załatwić. Wszystkie szkoły radiotechniczne w kraju przysłały odmowy, w końcu jednak na wyraźne polecenie Ministerstwa Oświaty szkoła w Poznaniu ustąpiła. Osiągnięte zwycięstwo było jednak pozorne, gdyż choć przyjęto Penksę od razu do Ii klasy, to jednak tylko jako wolnego słuchacza. Chłopca podtrzymywała na duchu jedynie stała korespondencja z Ruszczycem i świadomość, że on o nim ciągle pamięta. Na ferie zimowe został zaproszony do Lasek, gdzie w pierwszym spotkaniu posłyszał słowa: "I cóż, czy wytrzymasz w tak niesprzyjających warunkach?". Gdy w odpowiedzi padło słowo "Tak", Ruszczyc zawołał: "Wiedziałem, że tak powiesz, ty twardy góralu!". Pan Henryk w dalszym ciągu otaczał go swoją opieką. Wystarał mu się o specjalistyczne pomoce umożliwiające zajęcia warsztatowe, znalazł też fundusze na opłacenie instruktora. Po 2 latach Penksa ukończył szkołę z doskonałymi wynikami, torując przez to drogę do nowego zawodu innym niewidomym. Trudności do przezwyciężenia pozostało bardzo wiele